Wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w listopadzie o 6,5 proc. rok do roku, najmniej od września 2021 r., po zwyżce o 6,6 proc. w październiku – oszacował wstępnie GUS. Ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści przeciętnie sądzili, że inflacja utrzymała się na październikowym poziomie, ale jej niewielki spadek uchodził za prawdopodobny. Większą niespodzianką okazało się to, że najprawdopodobniej (oficjalne dane przedstawi w połowie grudnia NBP) wyraźnie zmalała inflacja bazowa, która nie obejmuje cen nośników energii, paliw i żywności.
Wyjątkowy czarny tydzień
Listopad zakończył okres szybkiego spadku rocznej inflacji, który trwał od marca br. W tym okresie inflacja z miesiąca na miesiąc malała średnio o 1,4 pkt proc. Był to w dużej mierze efekt wysokiej bazy odniesienia sprzed roku, gdy wzrost cen gwałtownie przyspieszał. W listopadzie i grudniu baza odniesienia jest już mniej korzystna, bo w ostatnich dwóch miesiącach ub.r. zwyżki cen wyhamowały.
Konsekwencje widać w głównych kategoriach towarów i usług konsumpcyjnych. Wzrost cen żywności i napojów bezalkoholowych wyhamował tylko nieznacznie: z 7,9 proc. rok do roku w październiku do 7,2 proc. w listopadzie. Nośniki energii podrożały o 7,9 proc. rok do roku po 8,3 proc. miesiąc wcześniej. W poprzednich miesiącach dynamika cen żywności i nośników energii malała o co najmniej 1 pkt proc. miesięcznie.
Do wyhamowania spadku inflacji w największym stopniu przyczyniły się jednak ceny paliw do prywatnych środków transportu, które w listopadzie zmalały o 5,7 proc. rok do roku, najmniej od kwietnia, po zniżce o 14,4 proc. w październiku. W stosunku do października paliwa podrożały o 8,8 proc., podczas gdy w poprzednich dwóch miesiącach potaniały łącznie o ponad 7 proc. To efekt wycofania się Orlenu z przedwyborczej polityki cenowej.