W reakcji na wydarzenia na Bliskim Wschodzie notowania ropy poszybowały w górę, a wraz z nimi wyceny spółek energetycznych. Rynek obawia się, że podobnie jak to miało miejsce w historii, w konflikt na linii Gaza–Tel Awiw mogą się włączyć lokalne państwa arabskie, które pozostają znacznymi eksporterami tego surowca. Nie jest to scenariusz bazowy zakładany przez inwestorów, jednak zmienność na rynku czarnego złota pozostaje wysoka.
Różne scenariusze
Jeszcze we wrześniu baryłka gatunku Brent wyceniana była na około 95 dol., jednak po silnych zwyżkach w ostatnich miesiącach doszło do wyraźnej przeceny i notowania znalazły się na poziomie 84 dol. na początku października. Wszystko zmieniło się po największym od lat ataku terrorystycznym na Izrael przeprowadzonym przez Hamas. Cena ropy wystrzeliła w górę i ponownie przekroczyła 90 dol. za baryłkę. Wzmożony popyt widoczny jest także na rynku gazu. Obecnie na holenderskiej giełdzie TTF kontrakty z dostawą za miesiąc wyceniane są na ok. 50 euro za MWh.
Czytaj więcej
Na wyniki Orlen ma ostatnio wpływ wiele nieprzewidywalnych i do dziś trudnych do oceny czynników. W III kwartale koncern, podobnie jak Unimot, prawdopodobnie zanotował słabe wyniki. Na wysokich marżach rafineryjnych może skorzystać za to MOL Group.
Scenariusze rozwoju sytuacji na Bliskim Wschodzie i ich ewentualnych konsekwencji dla rynku surowców energetycznych są różne. Pierwszym z nich, który wydaje się najbardziej prawdopodobny, to ograniczenie działań wojennych jedynie do Izraela i Gazy. W takim przypadku długoterminowo nie powinno to mieć istotnego wpływu na sytuację na rynku ropy. Możliwe jest jednak dołączenie do konfliktu proirańskiego ugrupowania terrorystycznego Hezbollah. Co prawda Hezbollah coraz częściej atakuje Izrael z terytorium Libanu, jednak nie jest to jeszcze konflikt na pełną skalę. Jeśli doszłoby do starcia na linii Izrael–Hezbollah, podobnego do tego, co dzieje się pomiędzy Izraelem a Hamasem, ponownie można się spodziewać wyraźnej reakcji na rynku surowców energetycznych. Najmniej prawdopodobne i zarazem największe konsekwencje dla rynków rodziłaby pełna eskalacja, w którą zaangażowałby się bezpośrednio Iran. Wówczas wpływ Iranu na wycenę na rynku ropy byłby dwojaki. Z jednej strony USA mogłyby nałożyć surowsze sankcje na irańską ropę. We wrześniu Iran eksportował 1,5 mln baryłek ropy dziennie (wzrost o 700 tys. baryłek dziennie w porównaniu z poprzednim rokiem). Zakłócenie tych dostaw, które pomagało zwiększyć podaż w tym roku, wpływałoby na zacieśnianie warunków rynkowych. Iran mógłby jednak w odwecie próbować zakłócić przepływ surowców przez cieśninę Ormuz. Jest to kluczowa arteria morska pozwalająca na transport ropy z Zatoki Perskiej na światowe rynki. Przepływa nią około 30 proc. światowej ropy naftowej transportowanej drogą morską i 23 proc. światowego wolumenu LNG, zatem zakłócenia mogą potencjalnie znacząco wpłynąć na przepływy. Chociaż całkowita blokada jest mało prawdopodobna, ataki fizyczne lub cybernetyczne mogą zakłócić przepływy i spowodować wzrost cen. Jest to jednak mało prawdopodobny scenariusz.