Jordan jako zawodnik Chicago Bulls zdobył sześć mistrzowskich tytułów, a przy okazji pomógł NBA stać się globalną marką i maszynką do zarabiania pieniędzy. Szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych sportowców na świecie. Dziś zaś, choć buty na kołek odwiesił już dwie dekady temu, pozostaje niedoścignionym wzorem dla wszystkich tych, którzy po zakończeniu kariery chcieliby z przytupem wejść w świat biznesu.
60-latek na parkietach zarobił niespełna 100 mln dolarów. Większość – pod koniec kariery. Był już wówczas najlepiej zarabiającym koszykarzem NBA, ale został nim dopiero, gdy miał już na koncie mistrzowskie tytuły, nagrody MVP i złote medale olimpijskie. Dziś tak duże pieniądze najlepsi mogą zgarnąć już za kilka pierwszych lat kontraktu. Jordanowi nie przeszkodziło to w 2014 roku zostać miliarderem – pierwszym wśród aktywnych i byłych sportowców.
Czytaj więcej
Rozszerzenie NBA to już nie kwestia „czy”, lecz bardziej „kiedy”, co potwierdził komisarz Adam Silver. Dwa nowe kluby mogą dołączyć do rozgrywek już w 2025 roku.
Klub trzech przecinków
Największa w tym zasługa jego umowy z Nike. Jordan z firmą związał się jako debiutant w 1984 roku. Podpisał wtedy pięcioletni kontrakt, dzięki któremu zarabiał ok. 500 tys. dolarów rocznie – historię tej umowy w hollywoodzkim stylu opowiedział niedawno Ben Affleck filmem „Air”. Błyskawicznie okazało się, że pół miliona to niewiele, bo koszykarz dla firmy z Oregonu jest wart znacznie więcej. Już na przełomie lat 80. i 90. został globalną ikoną NBA.
Sukcesy, jakie odnosił z Chicago Bulls (sześć mistrzowskich tytułów między 1991 a 1998 rokiem), katapultowały go na szczyt list popularności. Kiedy już tam był, we wrześniu 1997 roku oficjalnie powstała Jordan Brand, pod którą zebrano całą linię butów i odzieży Air Jordan stworzoną dla MJ-a na starcie jego kariery w NBA. Marka ta dla Nike okazała się kurą znoszącą złote jaja, a Jordanowi pozwoliła wejść do klubu trzech przecinków.