Michael Jordan zwycięża, nawet gdy przegrywa

Michael Jordan jako właściciel Charlotte Hornets podejmował fatalne decyzje sportowe i klub stał się synonimem przeciętności, a jednak na sprzedaży zarobił. Jako biznesmen wśród byłych sportowców wciąż nie ma sobie równych.

Publikacja: 05.08.2023 16:25

Michael Jordan kilka tygodni temu sprzedał pakiet większościowy akcji Hornets za 3 mld dolarów. To p

Michael Jordan kilka tygodni temu sprzedał pakiet większościowy akcji Hornets za 3 mld dolarów. To ponad dziesięć razy więcej niż w momencie, gdy je kupował.

Foto: FRANCK FIFE/AFP

Jordan jako zawodnik Chicago Bulls zdobył sześć mistrzowskich tytułów, a przy okazji pomógł NBA stać się globalną marką i maszynką do zarabiania pieniędzy. Szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych sportowców na świecie. Dziś zaś, choć buty na kołek odwiesił już dwie dekady temu, pozostaje niedoścignionym wzorem dla wszystkich tych, którzy po zakończeniu kariery chcieliby z przytupem wejść w świat biznesu.

60-latek na parkietach zarobił niespełna 100 mln dolarów. Większość – pod koniec kariery. Był już wówczas najlepiej zarabiającym koszykarzem NBA, ale został nim dopiero, gdy miał już na koncie mistrzowskie tytuły, nagrody MVP i złote medale olimpijskie. Dziś tak duże pieniądze najlepsi mogą zgarnąć już za kilka pierwszych lat kontraktu. Jordanowi nie przeszkodziło to w 2014 roku zostać miliarderem – pierwszym wśród aktywnych i byłych sportowców.

Czytaj więcej

NBA odkrywa nowe rynki

Klub trzech przecinków

Największa w tym zasługa jego umowy z Nike. Jordan z firmą związał się jako debiutant w 1984 roku. Podpisał wtedy pięcioletni kontrakt, dzięki któremu zarabiał ok. 500 tys. dolarów rocznie – historię tej umowy w hollywoodzkim stylu opowiedział niedawno Ben Affleck filmem „Air”. Błyskawicznie okazało się, że pół miliona to niewiele, bo koszykarz dla firmy z Oregonu jest wart znacznie więcej. Już na przełomie lat 80. i 90. został globalną ikoną NBA.

Sukcesy, jakie odnosił z Chicago Bulls (sześć mistrzowskich tytułów między 1991 a 1998 rokiem), katapultowały go na szczyt list popularności. Kiedy już tam był, we wrześniu 1997 roku oficjalnie powstała Jordan Brand, pod którą zebrano całą linię butów i odzieży Air Jordan stworzoną dla MJ-a na starcie jego kariery w NBA. Marka ta dla Nike okazała się kurą znoszącą złote jaja, a Jordanowi pozwoliła wejść do klubu trzech przecinków.

Do jego kieszeni co roku trafia pięć procent przychodów firmy, a te rosną stale, niemal wykładniczo: od 3 mld dolarów w 2019 roku do ponad 5 miliardów przed rokiem. Sama Jordan Brand zapewnia legendzie Byków olbrzymie zyski, a to przecież nie wszystko. Jordan był lub wciąż jest twarzą takich marek jak Coca-Cola, McDonald’s, Chevrolet czy Gatorade. Nic więc dziwnego, że – szukając rozrywki – porwał się też na inwestycje. Takie jak chociażby ta z 2010 roku, gdy za 275 milionów kupił pakiet większościowych udziałów Charlotte Bobcats.

Czytaj więcej

Gwiazdy kopią na pustyni

Upór i pech

Jordan zawsze marzył o posiadaniu swojego klubu w NBA. Na początku XXI wieku próbował zrealizować ten plan w Waszyngtonie, gdzie epizodem w barwach Wizards kończył przecież karierę zawodnika, ale nieporozumienie z ówczesnym właścicielem drużyny Abe Pollinem to uniemożliwiło. Potem, w 2006 roku, kupił mały pakiet akcji Bobcats, zostając jednocześnie osobą odpowiedzialną za decyzje sportowe. Cztery lata później stał się już większościowym właścicielem – jako pierwszy były gracz w dziejach NBA.

Oczekiwania wobec Jordana właściciela były olbrzymie, skoro wcześniej Jordan zawodnik często miał dotyk Midasa. Jego reputacja wprawdzie lekko ucierpiała za sprawą mocno nieudanej przygody w Waszyngtonie, ale to wciąż był jeden i jedyny Michael Jordan. Jego maniakalny wręcz upór w dążeniu do zwycięstwa – często dający o sobie znać przy wciąż uprawianych przez MJ-a różnych gier hazardowych – do dziś jest przedmiotem wielu legend.

Jordan w roli właściciela częściej jednak przegrywał, niż zwyciężał. Hornets w trakcie jego 13-letnich rządów odnieśli 423 zwycięstwa oraz 600 porażek i ani razu nie przeszli pierwszej rundy fazy play-off. Najdłuższa w tej chwili seria kolejnych sezonów bez takiego awansu należy właśnie do Szerszeni, które po raz ostatni awansowały do play-off w 2016 roku. A kilka lat wcześniej przeszły do historii jako najgorszy zespół jednego sezonu z bilansem 7-59.

Niektórzy powiedzą, że zabrakło Jordanowi szczęścia. Tak jak po tamtym fatalnym sezonie, kiedy jego drużyna wylosowała drugi wybór draftu i przegapiła szansę na Anthony’ego Davisa, czyli późniejszego mistrza ligi w barwach Los Angeles Lakers. Albo teraz, gdy Hornets znów wylosowali „dwójkę”. Niby świetnie, ale jednak nie do końca, skoro „jedynką” był Victor Wembanyama, czyli 19-letni Francuz określany mianem największego talentu wszech czasów, na którym świetlaną przyszłość budować będą San Antonio Spurs.

Co martwi Michaela Jordana

Szczęścia rzeczywiście mogło Jordanowi brakować, lecz sęk w tym, że – co wygarnął mu kiedyś Charles Barkley, przez co dawni przyjaciele nie rozmawiają ze sobą od ponad dekady – otoczony potakiwaczami podejmował po prostu bardzo złe decyzje. Okazało się, że nie ma drygu do wyłapywania talentów, co w NBA jest kluczowe, bo im słabsze wyniki osiągasz, tym większą masz szansę na odbicie się od dna poprzez coroczny nabór nowych graczy. Trzeba jednak umieć dostrzec w młodym koszykarzu potencjał.

Jordanowi tymczasem mało kto zwracał uwagę, że jego wybory zbyt mocno opierały się na osiągnięciach w turniejach akademickich. Adam Morrison, Cody Zeller czy Frank Kaminsky w NBA kariery nie zrobili. Wybrany z drugim numerem tegorocznego draftu Brandon Miller dobrego pierwszego wrażenia też na razie nie robi. Jordan nie do końca się tym przejmuje. Tym bardziej że w międzyczasie zbudował sobie pole golfowe, wystartował z własną marką tequili, wszedł w świat wyścigów NASCAR i zainwestował w akcje bukmachera DraftKings.

Największym sukcesem jego rządów w Charlotte pozostanie odzyskanie nazwy i historii Hornets, którzy pożegnali się z Karoliną Północną w 2002 roku, a wrócili kilka lat później jako Bobcats, by od 2014 roku znów zostać Szerszeniami. Udało się też Jordanowi wstrzelić w idealny moment, jeśli chodzi o wzrost wartości klubów NBA dzięki szybującej do góry popularności całej ligi.

Mimo fatalnych decyzji sportowych Jordan kilka tygodni temu sprzedał pakiet większościowy akcji Hornets za 3 mld dolarów. To ponad dziesięć razy więcej niż w momencie, gdy je kupował. Pokazuje to jednak przede wszystkim, jak łatwo zarabia się dziś na sporcie w USA. Jordan – jako właściciel Hornets – częściej przecież przegrywał, a ostatecznie i tak wygrał. Dokładnie tak jak ma to w zwyczaju robić. Może nie ma instynktu do zarządzania klubem, ale w biznesie czuje się dziś doskonale.

Parkiet PLUS
Zyski spółek z S&P 500 rosną, ale nie tak szybko jak ten indeks
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Parkiet PLUS
Tajemniczy inwestor, czyli jak spółki z GPW traktują drobnych graczy
Parkiet PLUS
Ile dotychczas zyskali frankowicze
Parkiet PLUS
Napływ imigrantów pozwolił na odwrócenie reformy podnoszącej wiek emerytalny
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu