Argentyńczyk jest rozdarty między pieniędzmi i miłością. 36-latkowi nikt nie zapłaci za granie w piłkę więcej niż Saudyjczycy. Al-Hilal podbija stawkę, choć już pierwszym ofertom trudno było odmówić. Dziś na stole jest podobno miliard euro za dwa lata. Michael Jordan ma powody do obaw, bo dzięki petrodolarom to Messi niebawem może stać się najbogatszym człowiekiem w dziejach sportu.
Piłkarz wciąż ma sportowe ambicje. Chciałby pomóc za rok swojej reprezentacji drugi raz z rzędu wygrać Copa America, a niektórzy uważają, że wcale nie wymazał z horyzontu kolejnego mundialu. To cele, do których łatwiej przygotowywać się w Europie, gdzie poziom gry jest wyższy, a każdy mecz Ligi Mistrzów daje zastrzyk motywacji, choć Saudyjczycy robią wszystko, żeby Stary Kontynent gonić.
Wygrany szacunek
Największą gwiazdą tamtejszej ligi jest Ronaldo, któremu Al-Nassr płaci 200 mln dol. rocznie, choć niewykluczone, że po transferze Messiego dostanie podwyżkę. Portugalczyk kontrakt podpisał w styczniu i strzelił już dla nowej drużyny w 13 meczach 12 goli. Jest jednym z siedmiu – od kolejnego sezonu: ośmiu – obcokrajowców w składzie, bo na tylu pozwalają przepisy.
Ten limit to dowód, że Saudyjczycy próbują dbać o dziedzictwo. Marzy im się gwiazdorska liga – prawa do transmisji meczów kupiła niedawno nawet Telewizja Polska – ale twarzami rozgrywek mają być także miejscowi. Są rozpieszczeni, zarabiają miliony, wyjazd oznaczałby dla nich opuszczenie strefy komfortu. Kopią więc u siebie i uczą się wielkiej piłki w coraz lepszym towarzystwie.
Efekty tego wzrostu widzieliśmy już podczas mundialu w Katarze. Saudyjczycy sensacyjnie ograli Argentyńczyków (2:1) i do ostatniej kolejki liczyli się w walce o awans, choć wcześniej kibice kojarzyli ich głównie z drużyną, która podczas wielkich imprez doznawała nie tyle porażek, ile klęsk: 0:4 z Francuzami (1998), 0:8 z Niemcami (2002), 0:4 z Ukraińcami (2006) czy 0:5 z Rosjanami (2018).