W uproszczeniu wskaźnik beta służy do określenia korelacji pomiędzy zwrotem z inwestycji w akcje danej spółki a hipotetyczną inwestycją w indeks rynku. Wskazuje, o ile procent wzrośnie kurs akcji, gdy stopa zwrotu wskaźnika rynkowego podskoczy o punkt procentowy. Im wyższa wartość współczynnika, tym silniejsza reakcja danego waloru.
W czasie bessy warto więc wybierać te akcje, dla których beta jest mniejsza niż 1. Posiadanie tych walorów w okresie rynkowej dekoniunktury może uchronić inwestora od strat lub przynajmniej zmniejszyć ich rozmiary. Warto zauważyć, że beta opiera się na danych z przeszłości, nie ma więc gwarancji, że przyniesie rezultaty także w przyszłości. Czy inwestowanie w spółki z niską betą ma sens, biorąc pod uwagę trwającą bessę na warszawskiej giełdzie?
Przydatna beta
Inwestycja w takie defensywne walory ma sens w przypadku inwestorów, którzy obstawiają negatywny scenariusz rynkowy. – Co do zasady inwestycja w spółki typowo defensywne i mocno defensywne, tj. z niską lub ujemną betą, ma sens w przypadku trwającej dekoniunktury rynkowej. W ciągu najbliższych 6–12 miesięcy zbudowanie portfela z takich spółek może przynieść lepsze wyniki niż szeroki rynek, z uwagi na historycznie niższą wrażliwość (bądź też odporność) na rynkowe spadki – wyjaśnia Kamil Hajdamowicz, menedżer ds. ryzyka produktów inwestycyjnych, Santander Bank Polska.
Równocześnie dodaje, że nie warto ograniczać się jedynie do samej bety, ale spojrzeć na spółki nieco szerzej. – Użycie współczynnika beta przy budowie portfela powinno być tylko elementem screeningu spółek, nie warunkiem decyzyjnym jako takim.