Minął rok od momentu, kiedy 12 czołowych klubów chciało pod osłoną nocy wywrócić stolik i zaprowadzić nowe porządki w europejskiej piłce. Bogacze oficjalnie zapowiedzieli powstanie rozgrywek dla elity, skrojonych na wzór amerykańskich lig zawodowych – bez możliwości degradacji, z widokiem na mnożenie zysków, także dzięki 3,5-miliardowemu wsparciu holdingu JP Morgan.
Wystarczyło kilkadziesiąt godzin, żeby doszło do klapy. Protesty kibiców, twarde stanowisko UEFA oraz naciski polityków – także tych rosyjskich, związanych ze sponsorującym Ligę Mistrzów Gazpromem – na właściciela Chelsea Londyn Romana Abramowicza sprawiły, że projekt porzuciły AC Milan, Inter Mediolan, Atletico Madryt i sześć klubów angielskiej Premier League.
Superliga wcale jednak nie umarła, trafiła jedynie do zamrażarki. - Jej założyciele kłamią bardziej niż Władimir Putin - oznajmił szef hiszpańskiej La Liga Javier Tebas, ale jeszcze tego samego dnia właściciel Juventusu Turyn Andrea Agnelli zaznaczył: - Nasz projekt to efekt pracy dwunastu klubów. Jedenaście z nich wciąż wiąże 120-stronicowy kontrakt.
Koniec z solidarnością
Manchester United, Manchester City, Liverpool, Arsenal, Tottenham Hotspur, Chelsea, Atletico, Milan oraz stojące twardo przy idei Superligi Juventus, Real Madryt i Barcelona wciąż są jej udziałowcami. Wyłamał się tylko Inter, który zapewnił sobie taką możliwość przy podpisywaniu umowy, która dla pozostałych okazała się cyrografem.