Ekonomiści dość mocno różnią się w ocenach sankcji ekonomicznych nałożonych przez UE, USA i inne kraje na Rosję. Część uważa, że są one bezprecedensowe i wywołają głęboki kryzys w rosyjskiej gospodarce. Inni twierdzą, że to tylko pozory. Jak pan to ocenia?
Problem z ich oceną wynika z tego, że sankcje są jednocześnie surowe i łagodne. Zachód nie zdecydował się na całkowite odcięcie rosyjskich banków od systemu SWIFT, za to ma pewną obsesję na punkcie karania Putina i jego najbliższych ludzi, aby zobaczyć, czy to wpłynie na ich postępowanie. To oczywiście nie ma prawa zadziałać. Z drugiej strony, skoordynowane działania zmierzające do zajęcia zagranicznych aktywów oligarchów są nowością. Dewastujące dla Rosji będą też sankcje wymierzone w tamtejszy bank centralny.
Co do tego akurat faktycznie panuje zgoda. Jakie będą konsekwencje zamknięcia dostępu Banku Rosji (CBR) do dużej części rezerw walutowych?
To oznacza w praktyce wyeliminowanie jednego z najważniejszych fundatorów wojny. Sankcje wymierzone w CBR mogą nawet doprowadzić Rosję do niewypłacalności, bo w najbliższym miesiącu Rosja musi wypłacić wierzycielom około 700 mln USD. Jeśli to się nie uda, upadnie całe uzasadnienie rządów Putina: że zapewnia Rosji stabilność, w odróżnieniu od chaosu z lat 90. XX w. Gdyby Rosja musiała ogłosić niewypłacalność, byłby to powrót do 1998 r., tylko że tym razem nie mogłaby liczyć na pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego.