Obcy próbują manipulować turecką gospodarką, manipulując walutami. Porachujemy się z nimi w trakcie wyborów! – mówił niedawno na wiecu wyborczym turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan. Rządzi on Turcją od 2003 r. Najpierw jako premier, a od 2014 r. jako prezydent. Zdołał przetrwać w tym czasie wszystkie wybory, zamach stanu i różnego rodzaju kryzysy. 24 czerwca Turcy znów będą decydować przy urnach wyborczych, czy zostanie on prezydentem na kolejną kadencję, a jego partia AKP uzyska większość w parlamencie. Choć skutecznie mierzył się w tym czasie z całą masą realnych i rzekomych wrogów krajowych oraz zagranicznych, to nie był w stanie powstrzymać osłabienia liry, czyli tureckiej waluty. Sam zresztą często się przyczyniał do jej deprecjacji, np. mówiąc w maju, że po wyborach będzie w większym stopniu wpływał na politykę pieniężną. Lira ustabilizowała się co prawda, po działaniach banku centralnego z ostatnich tygodni, ale w zeszłym tygodniu wciąż była o 17 proc. słabsza wobec dolara niż na koniec 2017 r. Przez 12 miesięcy straciła 23 proc., przez 3 lata 40 proc., przez 5 lat 58 proc., a przez 10 lat 73 proc. Rykoszetem dostaje również turecka giełda. BIST100, jej główny indeks, stracił od początku roku 16 proc. Ledwo co, bo pod koniec stycznia, ustanowił on historyczny rekord, a w ostatnich latach często pozytywnie wyróżniał się na tle innych rynków. Przez 10 lat zyskał 143 proc., gdy polski WIG20 stracił 21 proc., rosyjski RTS spadł o 51 proc., brazylijski Bovespa wzrósł o około 10 proc., a amerykański S&P 500 zwyżkował o 102 proc. Inwestorzy wyraźnie przestali już traktować turecki rynek akcji jak ziemię obiecaną, a BIST100 zalicza się w tym roku do grona najgorszych indeksów giełdowych świata.
– Akcje giełdy w Stambule na tle innych parkietów, również tych z rynków wschodzących, mogą wydawać się tanie. Mimo to ich perspektywy wcale nie są obiecujące. Poziom ryzyka inwestycyjnego dla większości inwestorów instytucjonalnych jest zbyt wysoki. Dodatkowo oliwy do ognia dolewa widmo obniżki i tak śmieciowego już ratingu Turcji przez agencję Moody's, co dodatkowo uderzyłoby w tureckie aktywa – mówi „Parkietowi" Maciej Leściorz, dyrektor ds. sprzedaży i edukacji w CMC Markets.
Przecena, którą trudno powstrzymać
Załamaniu waluty stara się zapobiec Bank Centralny Republiki Turcji. W maju niespodziewanie podwyższył tzw. stopę późnej płynności o 300 pkt baz. do 16,5 proc. Gdy to nie zadziałało, zmienił zasady dotyczące głównej stopy procentowej. Do roli tej, po kilku miesiącach, wróciła stopa tygodniowego repo, która wraz z końcem maja została podwyższona z 8 do 16,5 proc. W czwartek bank centralny podwyższył ją do 17,25 proc. i zapowiedział, że w razie potrzeby gotów jest jeszcze bardziej zacieśniać politykę pieniężną. W międzyczasie inwestorów w Londynie uspokajał wicepremier Mehmet Simsek. Wygląda na to, że na razie to podziałało, a lira odzyskała część strat. Czy to już jednak koniec kryzysu?
Wielu analityków podkreśla, że poprawa sytuacji na tureckim rynku jest trudna do osiągnięcia przed wyborami. – Trudno mi oczekiwać odbicia na tureckiej giełdzie, kiedy inwestorzy wciąż pozostają w niepewności przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi 24 czerwca. Sądzę, że żaden ze scenariuszy nie przyniesie trwałego uspokojenia. Przegrana Erdogana przyniesie czysty chaos, ale pozostanie prezydenta u władzy też nie oznacza końca kłopotów. Wręcz przeciwnie, to od niego zaczął się cały kryzys, kiedy stwierdził, że kontrola nad bankiem centralnym powinna należeć do niego. Pieniądz inwestycyjny nie lubi jednak autorytarnych rządów i zagraniczne fundusze będą dalej przesiadać się z Turcji na inne rynki wschodzące – wskazuje w rozmowie z „Parkietem" Konrad Białas, główny ekonomista DM TMS Brokers.
– Turecka lira jest jedną z najsłabszych walut na świecie i pomimo chwilowego „złapania oddechu" po załamaniu się rynku pod koniec maja ruch spadkowy może być kontynuowany. Budzące obawy kwestie geopolityczne mogą zwiększać awersję do ryzykownych aktywów, co przekładać się będzie na niechęć inwestorów do walut rynków wschodzących. Mimo że epicentrum napięć politycznych znajduje się poza Turcją, kwestie relacji pomiędzy administracją prezydentów Erdogana i Trumpa mają dla tureckiego rynku istotne znaczenie. Dlatego lirze będzie ciążyć również dodatkowe ryzyko wewnętrzne. Najważniejszą kwestią pozostaje jednak rosnąca inflacja, która w maju przekroczyła 12,15 proc. w ujęciu rocznym. Faktyczna zależność Banku Centralnego Turcji od prezydenta Erdogana, który jest wrogiem zacieśniania polityki monetarnej, powoduje, że ceny rosną w zastraszającym tempie – uważa Leściorz.