Końcówka ubiegłego tygodnia zafundowała inwestorom emocje, których mogli nie odczuwać od czasu pandemii. Sesja poniedziałkowa, choć finalnie zakończona w umiarkowanie pozytywny sposób, także zapisze się w historii, chociażby ze względu na budzące kontrowersje wstrzymanie handlu na GPW wywołane lawiną zleceń. Od 2 kwietnia poruszamy się w nowym świecie, zadając sobie pytanie, czy absurdalne, niemające nic wspólnego z wzajemnością, zdrowym rozsądkiem czy zasadami ekonomii cła zaproponowane przez administrację Donalda Trumpa rzeczywiście zostaną utrzymane. Nie mamy wątpliwości, że jeżeli tak się stanie, mają potencjał, by wywołać globalną recesję, ale wciąż trudno nam uwierzyć, iż jakikolwiek amerykański prezydent mógłby z premedytacją doprowadzić do załamania gospodarki i izolacji międzynarodowej swojego kraju.

Kluczowe dla dalszego rozwoju sytuacji będzie nie to, czy objęte najwyższymi stawkami biedne kraje azjatyckie się ugną przed Trumpem i pozwolą mu ogłosić kolejne „zwycięstwa”, bo co do tego nie mamy najmniejszych wątpliwości. Pozytywny z perspektywy rynkowej, a potencjalnie negatywny w długim terminie jest brak ostrej odpowiedzi UE – sprawdzenie blefu Trumpa wymagałoby zapewne objęcia cłami usług cyfrowych, ale wątpliwe jest to, czy Francja i Niemcy przeforsują taki plan przy sprzeciwie Włoch, Irlandii, Węgier i zapewne jeszcze innych państw Unii. Ważne staje się przede wszystkim, jakie dalsze decyzje podejmą Chiny.

8 kwietnia w południe rynek wydaje się wyceniać scenariusz, w którym dodatkowa stawka celna o wysokości 50 proc. nie zostanie wprowadzona. Trump doprowadził do sytuacji, w której prędzej czy później staje każdy niezbyt dobry gracz pokerowy (jest on ewidentnie typem określanym w podręcznikach jako loose-agressive) – Pekin sprawdził jego blef i wydaje się przygotowany na dalszą eskalację konfliktu. Niekoniecznie to samo można powiedzieć o Apple’u, Tesli i szeregu innych spółek amerykańskich o wycenach idących w setki miliardów dolarów, więc póki co wstrzymujemy się z ogłaszaniem lokalnego dołka, choć z perspektywy technicznej wszystkie istotniejsze warunki przemawiające za jego wyznaczeniem w poniedziałek zostały spełnione.

Formuła użyta przez amerykański rząd do wyliczenia ceł stała się obiektem niezliczonych żartów i prób nieco poważniejszej analizy, dokonywanej m.in. przez American Institute, który zaproponował stawki z przedziału 10–14 proc. jako optymalne do realizacji celów Trumpa. Cały czas wierzymy, że pójdzie on po rozum do głowy i podąży w tym kierunku, który zresztą wskazywaliśmy na początku roku jako scenariusz bazowy. Nie mamy wątpliwości, że Chiny umożliwią mu wyjście z całej sytuacji z twarzą. Gdyby tak się stało, jesteśmy w świetnym momencie do zakupu akcji.