Faktem jest, że grozi nam gwałtowne załamanie skali nowego budownictwa. Jest to kryzys popytowy, spowodowany szokowym załamaniem na rynku kredytów mieszkaniowych. Z tego punktu widzenia uruchomienie w trybie awaryjnym, tymczasowego, działającego antycyklicznie programu ma sens, o ile dotyczy nowego budownictwa, ale o tym szerzej w dalszej części komentarza.
Trzeba bowiem zauważyć, że do dnia wyborów efekt programu będzie głównie propagandowy. Rząd zapowiada, że pierwsze kredyty mogłyby być udzielone w III kwartale 2023 r., ale czeka nas jeszcze najpierw proces legislacyjny a potem organizacja, zapewne według znanego schematu: BGK jako zarządzający środkami na dopłaty na podstawie umów z bankami i równolegle przygotowanie banków. Nie zdziwię się, jeśli pierwsze kredyty w ramach programu zostaną udzielone na miesiąc przed wyborami. Jako wyborca, a nie politolog, powiem, że większe pozytywne skutki przy urnie oceniam sceptycznie. Ale zaszkodzić – nie zaszkodzi.
Nie ma klimatu, by zaciągać kredyty
W rzeczywistości program pomoże bankom, deweloperom i całej rzeszy mniejszych i większych firm zajmujących się budowaniem, wykańczaniem i wyposażaniem mieszkań. Przy okazji pomoże też tym, którzy te kredyty zaciągną, ale ich będzie do samych wyborów bardzo ograniczona liczba. Program ten sfrustruje natomiast jeszcze większą liczbę tych, którzy chcieliby z nich skorzystać, ale zabraknie im zdolności kredytowej, albo z jakichś powodów nie będą się kwalifikować (bo właśnie wzięli kredyt o stałej stopie na zasadach rynkowych).
W krótkiej perspektywie popyt na kredyty spadnie jeszcze wyraźniej. Nie dość, że kolejne banki będą zawieszać udzielanie kredytów opartych o WIBOR i przez jakiś czas część nabywców będzie czekać na pojawienie się ofert opartych o WIRON, a być może na obniżenie bufora ostrożnościowego przez KNF, to jeszcze posiadający zdolność kredytową nabywcy pierwszych mieszkań będą się wstrzymywać z zakupem do momentu uruchomienia nowych kredytów w ramach programu. Wygląda na to, że czeka nas pół roku kredytowej „pauzy strategicznej”, że użyję tego militarnego określenia.
W dodatku nie jest jasne jak ten program mógłby wpłynąć na ceny. Teoretycznie, brak limitów cenowych w ramach programu i skutek w postaci zwiększonego popytu powinny wpłynąć na wzrost albo przynajmniej utrzymanie poziomu cen dla mieszkań najbardziej poszukiwanych przez kupujących pierwsze własne lokum w życiu. Zwykle są to mieszkania najmniejsze, ale nabywcy będą musieli się wykazać sporą zdolnością kredytową, a spłaty rodzinne są wykluczone. Nie będzie zatem kupowania małych mieszkań dla studentów, jak to miało miejsce w programie MdM. Może się okazać, że grono osób uprawnionych do zakupu jest niewielkie i jak to było w poprzednich programach, trzeba będzie łagodzić warunki udzielania dotacji, aby program nabrał rozpędu.