Czy rekordowo drogie obligacje USA są teraz dobrą inwestycją?
Ostatnia bańka spekulacyjna, która jeszcze nie pękła, jest właśnie na rynku obligacji skarbowych. Hossa na nich trwa od kilkudziesięciu lat na całym świecie, rządy płacą coraz mniej za finansowanie swojego zadłużenia. Jak każda bańka, tak i ta jest ukryta. Wszyscy traktują taką sytuację jako oczywistą. Tymczasem oprocentowanie dziesięcioletnich obligacji amerykańskich jest obecnie trzykrotnie niższe niż średnia za ostatnie 200 lat. Jeżeli rentowność papierów tego kraju i innych państw rozwiniętych miałaby powrócić do średniej, to niewiele budżetów byłoby w stanie obsłużyć swoje zadłużenie.
W 2008 r., gdy rządy wzięły na siebie zadłużenie podatników, założyły, że w dalszym ciągu będą miały nieograniczony dostęp do długu. Tymczasem już pojawiają się pierwsze oznaki, że hossa na cenach obligacji skarbowych zaczyna się kończyć. Szczyt hossy charakteryzuje się tym, że najsłabsze elementy zaczynają odpadać jako pierwsze. To jest to, co widzimy teraz w Europie.
Jak może wyglądać pęknięcie bańki na takim rynku?
Hossa cenowa przejdzie w bessę, co oznacza wzrost rentowności obligacji i w przypadku najsłabszych graczy – niewypłacalność. Silniejsze państwa będą po prostu musiały więcej płacić inwestorom. Będzie to miało konsekwencje dla całej gospodarki, oprocentowanie obligacji korporacyjnych i długu prywatnego nie może bowiem na dłuższą metę odbiegać od rentowności papierów skarbowych. Obligacje nie są dobrą, bezpieczną długoterminową inwestycją. Hossa na tym rynku dobiega końca.