Opoka TFI: Europa nowym Eldorado?

Rozmowa z Tomaszem Tarczyńskim, prezesem zarządu Opoka TFI

Aktualizacja: 23.02.2017 12:17 Publikacja: 03.10.2011 02:29

Tomasz Tarczyński

Tomasz Tarczyński

Foto: Archiwum

Czy rekordowo drogie obligacje USA są teraz dobrą inwestycją?

Ostatnia bańka spekulacyjna, która jeszcze nie pękła, jest właśnie na rynku obligacji skarbowych. Hossa na nich trwa od kilkudziesięciu lat na całym świecie, rządy płacą coraz mniej za finansowanie swojego zadłużenia. Jak każda bańka, tak i ta jest ukryta. Wszyscy traktują taką sytuację jako oczywistą. Tymczasem oprocentowanie dziesięcioletnich obligacji amerykańskich jest obecnie trzykrotnie niższe niż średnia za ostatnie 200 lat. Jeżeli rentowność papierów tego kraju i innych państw rozwiniętych miałaby powrócić do średniej, to niewiele budżetów byłoby w stanie obsłużyć swoje zadłużenie.

W 2008 r., gdy rządy wzięły na siebie zadłużenie podatników, założyły, że w dalszym ciągu będą miały nieograniczony dostęp do długu. Tymczasem już pojawiają się pierwsze oznaki, że hossa na cenach obligacji skarbowych zaczyna się kończyć. Szczyt hossy charakteryzuje się tym, że najsłabsze elementy zaczynają odpadać jako pierwsze. To jest to, co widzimy teraz w Europie.

Jak może wyglądać pęknięcie bańki na takim rynku?

Hossa cenowa przejdzie w bessę, co oznacza wzrost rentowności obligacji i w przypadku najsłabszych graczy – niewypłacalność. Silniejsze państwa będą po prostu musiały więcej płacić inwestorom. Będzie to miało konsekwencje dla całej gospodarki, oprocentowanie obligacji korporacyjnych i długu prywatnego nie może bowiem na dłuższą metę odbiegać od rentowności papierów skarbowych. Obligacje nie są dobrą, bezpieczną długoterminową inwestycją. Hossa na tym rynku dobiega końca.

Kiedy to nastąpi?

Nie da się tego precyzyjnie przewidzieć. Szczyt hossy na niektórych rynkach może trwać wiele lat, szczególnie jeżeli sam trend trwa – tak jak w tym przypadku – kilkadziesiąt lat. Obligacje USA mogą jeszcze przez jakiś czas osiągać nowe szczyty, tym bardziej jeżeli będzie miała miejsce recesja.

Czy w takiej sytuacji można będzie na czymś zarobić?

Gospodarki są teraz wyjątkowo podatne na kryzysy i w związku z tym ceny aktywów, w tym akcji, mogą spaść do poziomów dla nas obecnie trudno wyobrażalnych. Żadne interwencje tego nie zmienią. To, co powodują te interwencje, to wprowadzanie dodatkowej niestabilności do systemu. Można powiedzieć, że rządy i banki centralne to najgorsi z możliwych spekulantów – dysponują dużymi pieniędzmi, które nie są ich własnością.

Europa jest rynkiem mającym obecnie najwięcej problemów. W Grecji, Włoszech czy Hiszpanii ceny akcji już są na poziomie bessy sprzed dwóch lat. Do bardzo niskich poziomów mogą spaść natomiast wyceny na całym kontynencie. W związku z tym to w Europie będą najlepsze okazje inwestycyjne, a nie na rynkach wschodzących.

Obligacje nie, akcje jeszcze nie teraz, to może złoto?

Złoto rekomendujemy naszym klientom od kilku lat, traktowane jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej powinno być w każdym portfelu. Mówimy o złocie w postaci fizycznej lub zbliżonej do fizycznej. Wydaje nam się jednak, że siła realna tego metalu do różnych aktywów finansowych jest na wyczerpaniu. Wzrost cen do dużo wyższych poziomów jest jak najbardziej możliwy, ale w warunkach inflacyjnych. Zresztą sądzimy, że w długim terminie istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że hossa na tym rynku skończy się manią spekulacyjną.

Jeszcze nie ma tej manii?

Jak ktoś trafnie zauważył, jedyną bańką spekulacyjną na złocie jest ciągłe mówienie o tym, że jest bańka. Trend wzrostowy na złocie jest bardzo stabilny i do tego momentu był ukryty przed szeroką publicznością. Opinia publiczna zaczęła sobie zdawać sprawę z tego, co się dzieje z tym surowcem dopiero w tym roku. Patrząc na to, jak niski jest udział złota w aktywach finansowych funduszy inwestycyjnych i emerytalnych oraz zauważając brak tłumów na rynku – nie można mówić o bańce spekulacyjnej. Koniec prawdziwej bańki jest napędzany chciwością spekulantów, a nie strachem. Obecny wzrost cen złota jest funkcją paniki.

Podsumowując zatem, w co teraz inwestować?

Nie w obligacje, ani rządowe, ani tym bardziej korporacyjne, nie w akcje, nie w surowce...

Dlaczego nie w surowce?

Surowce w warunkach recesji nie są dobrą inwestycją, bo popyt na nie maleje. Obecnie mamy bardzo dużą różnicę pomiędzy kosztem wytworzenia surowców a ceną ich sprzedaży. Można założyć, że w trudnym dla gospodarki okresie ta różnica będzie coraz mniejsza. Surowce historycznie są relatywnie wysoko notowane, a to oznacza duże ryzyko.

Co zatem pozostaje?

Tak naprawdę ulokowanie gotówki w bezpiecznym banku. My nie spekulujemy na walutach, ale podoba nam się długoterminowo dolar. Podsumowując: gotówka, złoto jako polisa ubezpieczeniowa i być może dolar jako zabezpieczenie przed ryzykiem walutowym.

Który bank jest bezpieczny?

Długoterminowe bessy na rynku powinny się kończyć oczyszczaniem systemu. Żeby powrócić do stabilnego światowego wzrostu gospodarczego, gospodarka musi się pozbyć tych elementów, które doprowadziły ją do problemów. Moim zdaniem część sektora bankowego na świecie czeka – jeżeli nie bankructwo – to nacjonalizacja. Polskie banki są jednak relatywnie bezpieczne.

Nie da się zarobić na krótkoterminowych trendach?

Wysoka zmienność na rynkach zawsze daje taką możliwość. My to robimy poprzez krótkie i długie pozycje na różnych instrumentach i rygorystycznie zarządzając ryzykiem. Ten ostatni element jest absolutnie kluczowy.

Dziękuję za rozmowę.

Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Pierwszy bank z 7,2% na koncie oszczędnościowym do 100 tys. złotych
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski