Zdobywcy Złotego Portfela „Parkietu" mówią o irracjonalnej hossie na rynkach wschodzących, spółkach z WIG20, obligacjach korporacyjnych i klasach aktywów, które w tym roku dadzą najwięcej zarobić.
Aby zapewnić sobie bezpieczeństwo finansowe, musimy odłożyć równowartość od 17 do 27 miesięcznych pensji. Z wyliczeń wynika, że potrzebujemy średnio około 70 tys. zł. Zebranie takiej kwoty może nam zająć wiele lat.
Niestety, są litery, na które znalazłoby się kilkanaście haseł, i takie, na które trudno cokolwiek wymyślić. Ale „alfabet" jako gatunek publicystyczny, choć niepozbawiony wad, ma też swoje zalety – przy każdej literze trzeba coś wstawić i wypisuje się to, co jako pierwsze przyjdzie do głowy. A skoro jako pierwsze, to prawdopodobnie najważniejsze. Po siedmiu latach pisania o funduszach i sześciu inwestowania w nie, poniżej to, co zostało mi w głowie.
W 2017 r. najlepsze portfele aktywów zagranicznych zyskały ponad 30 proc. Polskie akcje dały zarobić 10 pkt proc. mniej. W obligacjach wyniki powyżej 4 proc. były powszechne.
Gdyby opłaty za zarządzanie były niższe, w długim terminie więcej portfeli okazałoby się lepszych niż indeksy giełdowe, co mogłoby przyciągnąć szersze grono inwestorów do funduszy.
Na tytułowe pytanie twierdzącą odpowiedź daje ranking agencji Bloomberga, obejmujący 20 spośród 24 rynków wschodzących z indeksu MSCI Emerging Markets.
Hossa wkroczyła w ostatnią fazę. Błędem byłoby tego nie wykorzystać. Przynajmniej w pierwszym półroczu rynki akcji będą tym miejscem, gdzie warto inwestować.