Jeszcze po III kwartale ub.r. nastawienie zarządzających aktywami do kontynuacji hossy można było streścić słowami Marcina Świetlickiego „nigdy nie będzie takiego lata". Stopy zwrotu były tak wysokie, a zyski równomiernie rozłożone (wszystkie strategie prezentowane przez „Parkiet" osiągnęły zysk), że zawodowi inwestorzy przewidywali wyhamowanie zwyżek.
Na giełdy wciąż nie popłynął kapitał
I rzeczywiście, IV kwartał przyniósł wyraźne pogorszenie wyników strategii asset management. Niektóre portfele oparte na akcjach odnotowały 5–10 proc. straty. Jednak już na początku 2018 r. hossa uderzyła z nowym impetem i dziś zarządzający wcale nie uważają, że powinna wyhamować. Błażej Bogdziewicz, wiceprezes i dyrektor inwestycyjny Caspar AM, o perspektywy kontynuacji hossy jest raczej spokojny. – Optymizm jest rzeczywiście spory, ale do euforii daleko. Jakkolwiek zabrzmi to absurdalnie – akcje mogą być jeszcze droższe. Rzeczywiście, do funduszy akcji, szczególnie ETF, w zeszłym roku napłynęło sporo kapitału, ale fundusze oparte na obligacjach pozyskały go jeszcze więcej. Globalny wzrost gospodarczy, łagodzenie polityki fiskalnej w USA i pojawienie się presji inflacyjnej oznaczają, że duzi globalni inwestorzy, którzy zainwestowali biliony USD w obligacje (Chiny mają ok. 3 bln USD w papierach dłużnych) są wystawieni na ryzyko straty – podkreśla. Jednocześnie rotacja kapitału z instrumentów dłużnych ku udziałowym dopiero się zaczyna, np. norweski fundusz naftowy, zarządzający 1 bln USD, zapowiedział, że zwiększy w portfelu udział akcji kosztem obligacji. – Dla akcji nie ma w tej chwili alternatywy – nie są nią drogie nieruchomości czy Bitcoin – przekonuje Bogdziewicz.
Zdaniem Jerzego Nikorowskiego, z-cy dyrektora BM BGŻ BNP Paribas, hossa wkroczyła w ostatnią – a skoro tak, to również najbardziej dynamiczną – fazę. Zarządzający z jego zespołu zachowują ostrożność, ale wciąż radzą przeważać akcje względem obligacji skarbowych. – Uważamy, że w późnym etapie hossy, w którym się znajdujemy, odpowiednia dywersyfikacja walutowa i geograficzna wpływa na zmniejszenie ryzyka gwałtownej przeceny portfela przy ewentualnej zmianie trendu – przekonuje. Dlaczego? – Po pierwsze, tzw. waluty bazowe, do których należą USD i EUR, są ujemnie skorelowane z indeksami giełdowymi – podczas załamania na rynkach ich notowania idą w górę. Po drugie, akcje z rynków rozwiniętych tanieją stosunkowo mniej podczas gwałtownego odwrócenia trendu niż te z rynków wschodzących – tłumaczy Nikorowski. – Dlatego przy kontaktach z klientami coraz częściej akcentujemy potrzebę dywersyfikacji walutowej i geograficznej portfeli i od połowy 2017 uruchomiliśmy strategię wielowalutową (próg wejścia 500 tys. PLN), będąca kombinacją naszych pozostałych strategii w PLN, EUR i USD.
Na co trzeba było postawić