A ASI, czyli alternatywna spółka inwestycyjna. Nie wnikając w szczegóły, dość stwierdzić, że do polskiego porządku prawnego została wprowadzona w połowie 2016 r. Eksperci szacują, że podmiotów spełniających definicję ASI i zarządzających ASI działa w Polsce kilkaset. Do tej pory w Komisji Nadzoru Finansowego zarejestrowano... trzy. Tymczasem za niezłożenie wniosku o zezwolenie na prowadzenie ASI lub na wpis do rejestru ASI grozi kara do 10 mln złotych.
B jak bezpłatne doradztwo finansowe (opis pasowałby również do „I jak iluzja"). Efektem bezpłatnego doradztwa są fundusze inwestycyjne dwa razy droższe niż za granicą – TFI oddają pośrednikom nawet więcej niż połowę przychodów z tytułu zarządzania aktywami. To, czego inwestor nie płaci doradcy bezpośrednio, oddaje mu za pośrednictwem TFI. Zobacz również „O jak opłaty".
C Czas zdecydowanie zbyt długi upływający od momentu zlecenia przelewu pieniędzy na rachunek funduszu do momentu, gdy faktycznie zaczynają one „pracować". Pięć dni oczekiwania to standard, choć branży są znani inwestorzy, którzy czekali na realizację zlecenia nabycia jednostek... niemal cztery tygodnie. W tym czasie fundusze zarabiały, nawet po kilka procent. Pytanie, czy ktoś nie powinien tych kilku procent temu inwestorowi zwrócić? Częstym argumentem podnoszonym przez TFI, agentów transferowych i dystrybutorów jest to, że fundusze nie służą krótkoterminowej spekulacji, tylko długoterminowemu budowaniu kapitału, tydzień w jedną lub drugą stronę nie robi różnicy. Wysokie opłaty zachęcają jednak do krótkoterminowych inwestycji – w kilka miesięcy fundusz zdąży naliczyć mniej opłat niż w kilka lat. W perspektywie trzech miesięcy dwa tygodnie (nabycie plus umorzenie) to nie tak mało.
D jak dywidendowy fundusz, który wcale nie jest dywidendowy. Na rynku działa przynajmniej kilkanaście funduszy akcji z różnych rynków, w których nazwie jest słowo „dywidendowy". Problem w tym, że nie tylko nie wypłacają uczestnikom żadnych dywidend (fundusze wypłacające dywidendy często wcale nie mają tego słowa w nazwie), ale też trudno zdobyć rozeznanie w ich „dywidendowości" – w ich portfelach można znaleźć te same spółki, które są w zwykłych funduszach akcji.
E Cieszące się rosnącą popularnością fundusze ETF (exchange traded funds), których tytuły uczestnictwa są notowane na giełdach, dążą do odwzorowania wybranych indeksów giełdowych lub koszyków aktywów. W Polsce to wciąż niszowe produkty, mimo że – dzięki bardzo niskim opłatom za zarządzanie – w długim terminie wypadają zdecydowanie lepiej niż większość aktywnie zarządzanych funduszy, czyli takich, które z założenia mają pokonać, a nie odwzorować benchmark. Niskie opłaty sprawiają, że inwestorzy zarabiają na nich nieźle, ale pośrednicy finansowi – słabo. Na cztery fundusze akcji w moim obecnym portfelu jeden jest ETF-em, a jeden funduszem indeksowym – śledzi jeden z indeksów giełdowych, ale jego jednostki nie są notowane na żadnej z giełd. Nawiasem mówiąc – rosnący udział biernych funduszy, takich jak ETF-y, w obrotach giełdowych, w skali globalnej, może się obrócić przeciwko inwestorom – pogłębić giełdowe spadki, kiedy już zacznie się bessa.