Na początku listopada BCC objął rotacyjne przewodnictwo w Radzie Dialogu Społecznego, a pan, jako prezes BCC, został przewodniczącym RDS. Rada to forum dialogu trójstronnego i współpracy pracowników, pracodawców i rządu. Pańskim zdaniem odgrywa istotną rolę w kształtowaniu polityki społecznej i gospodarczej w Polsce?
Nie taką, jak przewidział ustawodawca. RDS ma mocny mandat, umocowany w konstytucji i w ustawie o Radzie Dialogu Społecznego. W praktyce jednak rządowi współpraca z RDS nie leży ze względu na to, że musi konsultować z nami wszystkie projekty ustaw, które dotyczą w jakiś sposób pracowników i pracodawców. Nie trzeba tego robić w przypadku projektów poselskich. Zdajemy sobie sprawę, że są przypadki, gdy trzeba ustawę przyjąć pilnie i nie ma czasu na konsultacje. Ten tryb postępowania legislacyjnego jest jednak w Polsce nadużywany, właśnie po to, żeby konsultacje ominąć.
Może dzięki temu prawo jest po prostu lepsze?
Przeciwnie. Niesłuchanie strony społecznej kończy się tak, jak przy polskim ładzie. Trzy czwarte uwag zgłaszanych zarówno przez związkowców, jak i pracodawców zostało odrzuconych. A potem, w drugiej wersji polskiego ładu, musiały zostać uwzględnione. Ale w międzyczasie mieliśmy chaos prawny.