Program rządu to Polski Ład czy Polski Bałagan?
Bałagan, zdecydowanie, można nawet użyć mocniejszych słów. Czas na tę głęboką zmianę w systemie podatkowym jest fatalny, bo w konsekwencji pandemii pojawiły się różne czynniki destabilizujące: rwą się łańcuchy dostaw, rosną ceny surowców. Zamrożenie gospodarki, a potem jej odbicie, jest nieporównywalne z jakimkolwiek szokiem. Szok wywołał różnego rodzaju zakłócenia, które się kumulują i nie rozładują natychmiast. Brakuje chipów, następuje ogromny wzrost stawek frachtu, co np. dla polskich meblarzy jest dużym problemem. Mamy do czynienia ze stanem traumatycznym. Wprowadzanie tak głębokiej zmiany podatkowej w tym momencie to brak wyobraźni i odpowiedzialności. To po pierwsze. Po drugie, koncepcja Polskiego Ładu została przygotowana fatalnie nie tylko legislacyjnie. To głęboka ingerencja w system podatkowy, a nie tylko korekta stawek podatkowych. Zmiana dotyczy wszystkich grup podatników i wszystkich form dochodu. Fundujemy sobie zmianę jeszcze bardziej komplikującą system podatkowy, który i tak już był nieczytelny.
Jakie są tego konsekwencje?
Przez to, że zmiana jest skomplikowana i następuje w takim momencie, będzie bardzo trudna do egzekwowania i obsługi administracyjnej – to po trzecie. Po czwarte, to partanina legislacyjna. I wreszcie – jaka jest logika ekonomiczna kryjąca się za „Ładem"? Wszyscy mówią, że to kalkulacja polityczna. Nie kwestionuję tej argumentacji, ale pytam o logikę ekonomiczną. Widzę tu efekt pewnego sposobu myślenia, popularnego wśród ekonomistów w średnim wieku, a odnoszącego się do tzw. nowoczesnej teorii monetarnej. To jakaś odmiana neokeynesizmu: nie ma się co bać wysokiego deficytu budżetowego, nie ma się co bać wzrostu długu publicznego, należy prowadzić politykę stymulującą konsumpcję. Neokeynesiści utrzymują, że nie ma żadnego zagrożenia, gdy rosnący dług publiczny obsługuje bank centralny. To tylko zapis księgowy.
Nie mówię, że nie należy pobudzać gospodarki w czasie wyraźnego obniżenia aktywności gospodarczej, ale gdy jest wzrost, powinniśmy mieć nadwyżkę w budżecie. A my przecież mamy wysoki wzrost.