Niższy od zapowiadanego limit wynagrodzenia za zarządzanie funduszami otwartymi, jaki chce wprowadzić Ministerstwo Finansów, znacznie skurczy przychody TFI z tego tytułu. Zapewne skłoni je to do powszechniejszego stosowania opłaty zmiennej, zależnej od wyników, na co zresztą liczy rząd.
Według nowej propozycji maksymalna opłata za zarządzanie od 2022 r. ma wynosić tylko 2 proc., a nie 3 proc.
Zgodnie z danymi udostępnionymi nam przez serwis Analizy Online zmiana spowoduje, że wpływy z tego typu opłat za zarządzanie FIO oraz SFIO spadną o około 30 proc. w 2020 r. W zeszłym roku zaś fundusze, których statut dopuszcza wyższe opłaty niż 2 proc., przyniosły TFI łącznie ponad 1,6 mld zł. To oznacza, że utratą może być zagrożonych ponad 0,5 mld zł.
Branża podaje w wątpliwość sens wprowadzania takich limitów. Jak mówił niedawno w rozmowie z „Parkietem" Marcin Dyl, prezes Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami, klienci już dziś otrzymują informacje o wynikach funduszy netto, czyli po wszystkich opłatach. Ewa Radkowska-Świętoń, prezes Skarbca, dodaje, że opłaty i tak spadają tam, gdzie mają istotny wpływ na wynik, czyli np. w funduszach dłużnych. Zwraca uwagę, że nasz rynek odbiega od zachodnich pod względem stopnia rozwoju czy zgromadzonych aktywów. Według Adama Dakowicza, prezesa AgioFunds TFI, zmiany dotkną przede wszystkim mniejszych towarzystw.