W poniedziałek po południu byliśmy świadkami dalszego odbicia pary EUR/USD. Dolar osłabiał się wraz z poprawą nastrojów na światowych rynkach. Na razie więc amerykańska waluta zatrzymała swój rajd, któremu sprzyjały ucieczka od ryzykownych aktywów i postrzeganie dolara jako bezpiecznej przystani. Nie jest jednak powiedziane, że za chwilę znów inwestorzy nie zwrócą się do „zielonego". Oczywiście dużo będzie zależało od tego, co będzie się działo na wschodzie Europy. Z drugiej strony za chwilę dolar może otrzymać też wsparcie amerykańskiej Rezerwy Federalnej.
Wojenny rytm
Wybuch wojny w Ukrainie doprowadził do bardzo silnego umocnienia dolara. Główna para walutowa, czyli EUR/USD, w pewnym momencie była bliska przełamania poziomu 1,08. Tym samym cofnęła się do okolic z pierwszego uderzenia pandemii. Zarówno wtedy, jak i teraz na rynkach rządził strach. W takich sytuacjach jednym z beneficjentów zamieszania jest właśnie dolar. W 2020 r. siła dolara stosunkowo szybko została jednak zniwelowana. Ultraluźne polityki pieniężne wprowadzane przez banki centralne sprawiły, że rynki dostały solidny zastrzyk kapitału i strach szybko przerodził się w żądzę pieniądza. W efekcie para EUR/USD kończyła pierwszy rok z pandemią powyżej 1,22.
Teraz jednak sytuacja wygląda inaczej. Dolar co prawda w ostatnich dniach oddaje nieco wcześniejszych wzrostów, ale na razie trudno mówić o jakimś znaczącym ruchu. Para EUR/USD wciąż jest poniżej poziomu 1,10. Co prawda, pierwszy strach rynku minął, ale ciężko też powiedzieć, aby sytuacja jakoś znacząco się ustabilizowała. Rynki nadal poruszają się w rytm kolejnych doniesień wojennych.
Czekanie na bankierów
Do tego dochodzi jeszcze istotna kwestia. Chodzi o działania banków centralnych. O ile w czasach pandemii mieliśmy do czynienia z ultraluźną polityką pieniężną, której rytm nadawała Rezerwa Federalna, o tyle teraz jesteśmy w zupełnie innym punkcie. W środę mamy decyzję Fedu w sprawie stóp procentowych. Dzisiaj nikt właściwie nie pyta już, czy będzie podwyżka, tylko jak wysoka ona będzie i jaki przekaz będzie jej towarzyszył. – Aktualna sytuacja może nieco przypominać to, co działo się w USA w latach 70.–80. XX w. Wtedy mieliśmy jednak do czynienia z kryzysem naftowym, obecnie kryzys ten dotyka wielu dziedzin i może wpływać na działania Rezerwy Federalnej. Oczekuje się, że Fed może podnosić stopy procentowe, ale w łagodny sposób, nie tak jak 50 lat temu. Głównym rynkiem reagującym na bank centralny mogą być obligacje, które systematycznie zdają się tanieć, a po ewentualnej podwyżce stóp ich rentowności mogą rosnąć. W środę Fed prawdopodobnie podniesie stopy o 25 pkt bazowych. Kluczowe będzie jednak zapatrywanie się na dalsze podwyżki, ale przede wszystkim na inflację – mówi Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału firmy Conotoxia (więcej o potencjalnych ruchach Fedu na s. 3).