Temat ceł szerokim echem odbił się na rynku walutowym. Przyniósł on m.in. słabość dolara, wyraźne umocnienie franka szwajcarskiego, który postrzegany jest jako bezpieczna przystań, czy też ucieczkę od bardziej ryzykownych aktywów, jak chociażby waluty krajów rozwijających się.
Problemy nie ominęły także złotego. Ten od kilku dni tracił wyraźnie na wartości. W poniedziałek za euro trzeba było płacić już 4,30 zł, chociaż jeszcze w środę w ubiegłym tygodniu europejska waluta kosztowała nawet 4,16 zł. Frank w poniedziałek był wyceniany już na 4,61 zł, podczas gdy w ubiegłym tygodniu dało się go kupić po 4,33 zł. Wycena dolara skoczyła z 3,75 zł do nawet 3,92 zł.
– Od momentu ogłoszenia ceł przez Donalda Trumpa kurs EUR/PLN wzrósł o ponad 2,9 proc. Dokładnie trzy dni zajęły tej parze walutowej zniesienie czteromiesięcznych spadków. Notowania tej pary walutowej narusza obecnie kluczowy opór techniczny, który wcześniej, w październiku ubiegłego roku, pełnił rolę wsparcia, a w grudniu i styczniu stał się skuteczną barierą dla dalszych wzrostów euro względem złotego. Wzrost notowań złotego przez ostatnie miesiące można było interpretować jako efekt zwiększonego zainteresowania zagranicznych inwestorów alternatywnymi rynkami wobec europejskich, obciążonych niepewnością. Obecnie jednak obserwujemy zmianę nastrojów – narastająca na globalnych rynkach awersja do ryzyka skutkuje osłabieniem złotego, który w takich warunkach traci na atrakcyjności – zwracają uwagę analitycy Oanda TMS Brokers.
Złoty oczywiście tracił na wartości poprzez globalną ucieczkę od ryzyka. Nawet jeśli jednak sytuacja rynkowa się uspokoi, wcale nie musi to oznaczać, że nasza waluta z automatu znów zacznie zyskiwać na wartości i wróci do obserwowanych wcześniej poziomów. W ubiegłym tygodniu byliśmy bowiem świadkami gołębiego zwrotu w wykonaniu szefa NBP Adama Glapińskiego, który zasygnalizował potencjalne, szybkie cięcie stóp procentowych. A to przecież wcześniejsze, jastrzębie nastawienie szefa NBP (mowa była o pierwszych obniżka stóp dopiero w 2026 r.) faworyzowało naszą walutę. Teraz ten czynnik jednak zanika.