2023 rok zaczęliśmy od zapowiedzi stymulacji rynku programem „Bezpieczny kredyt 2 proc.”, choć i wtedy ciągle można było mieć nadzieję, że lepszy moment jeszcze nadejdzie, bo z jednej strony stopy ciągle były bardzo wysokie, z drugiej „Bk2 proc.” wedle pierwszych zapowiedzi miał być ograniczony do zaledwie 10 tys. kredytów. W międzyczasie bombardowani byliśmy informacjami o zbliżającym się kryzysie gospodarczym, nastąpił spadek realnych zarobków na skutek wysokiej inflacji i nadeszła istotna korekta cen u naszego zachodniego sąsiada.
Rynek widział jednak uporczywie tylko jeden kierunek: drożej i drożej, a kulminacja zwyżek przyszła w 2 połowie 2023 r., do czego wydatnie przyczynił się „Bk2 proc.”. Mimo że od początku 2024 r. nie mamy już żadnego programu stymulującego popyt, stopy są ciągle wysokie, a ceny rekordowe, to głosów, że ceny będą spadać, właściwie nie ma, a co najwyżej jest nadzieja, całkiem uzasadniona, że rynek się uspokoi, a oferta deweloperów powoli się odbuduje. Potwierdzają to dane GUS-u, zgodnie z którymi skłonność do zakupu mieszkania w kolejnych 12 miesiącach zdecydowanie wzrosła, a ostatni raz tak wysoka była w końcówce 2020 r., tj. gdy stopy procentowe były bliskie zeru. I nie do końca jest się czemu dziwić – skoro nawet w tak niespokojnych czasach jak ostatnie trzy lata ceny nie uległy właściwie żadnej korekcie.
Fundamenty rynku są jednak wciąż silne. Jesteśmy w ogonie Europy, jeśli chodzi o warunki mieszkaniowe, Polacy chcą mieszkać w lepszym standardzie, a część społeczeństwa po prostu na to stać (choć często w modelu rodzinnej zrzutki). Po okresie stagnacji wraca gospodarcze ożywienie, inflacja wydaje się okiełznana, wzrost zarobków zarówno w roku bieżącym, jak i kolejnym będzie istotny, poprawiają się nastroje konsumentów, a za rogiem stoi kolejny program stymulujący akcję kredytową. Sama jego zapowiedź podziałała już na wyobraźnię kupujących, którzy świeżo w pamięci mają skutki „Bk2 proc.”. Po fali krytyki, jaka wylała się na Ministerstwo Rozwoju, resort zdaje się rewidować pierwotne założenia w stronę programu prawdopodobnie nieco mniej hojnego – miałby objąć jedynie osoby „na granicy zdolności kredytowej”– jednak dłużej obowiązującego, bo aż cztery lata. Cieszy taka wstępna zmiana stanowiska, gdyż krótkotrwałe i mocne impulsy, jak „Bk2 proc.”, na które rynek nie ma szansy się przygotować od strony podażowej, z natury działają bardzo destabilizująco. Szczegóły ciągle nie są jednak znane, czekamy na ostateczną propozycję.
Prawdopodobnie nadal rosnąć będą również koszty deweloperów – zarówno zakupu gruntów, kosztów materiałów, jak i pracy. Do wydania z KPO w relatywnie krótkim okresie będą miliardy euro na infrastrukturę, co prawdopodobnie napędzi ceny w branży budowlanej. Ceny gruntów w sytuacji coraz mniejszych zasobów i rosnących cen mieszkań również zwiększają się, a przejście przez formalności przed rozpoczęciem budowy to dziś (według deweloperów) gehenna trwająca wiele lat. W końcu, podobnie jak w całej gospodarce, rosnąć będą też koszty pracy. Na zwiększenie kosztów deweloperów wpłynie również zaostrzenie warunków technicznych od 1 kwietnia 2024 r. Zmiana będzie skutkowała tym, że prawdopodobnie część projektów wyląduje w koszu, a przygotowanie ich pod nowe przepisy zajmie nieco czasu. Z dużym dystansem podchodzę do zapowiedzi stymulacji podaży. Nawet jeśli, w co wątpię, do produkcji mieszkań udałoby się uruchomić duże zasoby gruntów lub ułatwić deweloperom formalności, to z pewnością nie da się tego zrobić szybko.
Nie zgodzę się też, że średnio ceny w ostatnich latach tak bardzo mocno urosły. Pod koniec 2023 r. atakowani byliśmy artykułami twierdzącymi, że roczny wzrost cen wyniósł 20 proc., 25 proc. czy nawet 30 proc. I tak mogło być w wybranych ofertach i miastach, jednak według danych NBP ceny transakcyjne na największych siedmiu rynkach średnio wzrosły „zaledwie” o 11 proc. na rynku pierwotnym i 6 proc. na wtórnym, a na kolejnych dziesięciu rynkach 8 proc. (w obu segmentach). Dodatkowo, jeśli za początek okresu podwyższonej inflacji uznamy I kw. 2021 r., to od tego czasu do końca 2023 r. skumulowany wzrost cen towarów i usług wyniósł niecałe 35 proc.. W tym samym czasie średnie ceny na rynku pierwotnym wzrosły na największych siedmiu rynkach ponad 43 proc. (czyli realnie jedynie ok. 9 proc.), a na rynku wtórnym o 29 proc. (a więc realnie spadły ok. 5 proc.). Nie wygląda to już tak dramatycznie, tym bardziej że zwiększenie średnich zarobków wyniosło w tym okresie 38 proc. Choć oczywiście dobrze byłoby, gdyby było nas stać na coraz więcej, a nie tyle samo czy nieco mniej (pomijając kwestię zdolności kredytowej). Oczywiście ceny bardzo przyspieszyły w drugiej połowie 2023 r. na skutek „Bk2 proc.”, ale warto pamiętać, że w roku poprzedzającym program, tj. od początku 2022 r. do początku 2023 r., ceny mieszkań wzrosły o ok. 6 proc., a inflacja w tym samym czasie wyniosła 17 proc.