Zapewne wkrótce pojawią się prognozy dotarcia do psychologicznej bariery 100 000 punktów.

Aby taki scenariusz był możliwy, to inny indeks musi pokonać swoje ograniczenia. Mowa o WIG20. Od 2011 roku nie udało się skutecznie pokonać oporu 2600 punktów. Próby były, jak te z 2013 czy 2018 roku. Jednak po naruszeniu tej strefy niedźwiedzie nie miały litości. Jak będzie tym razem? Patrząc na kształt lutowej świecy wniosek jest jeden. Trzeba czekać. Dopiero za miesiąc będzie można powiedzieć, czy jesteśmy świadkami przełomu, czy też mistyfikacji. Jeżeli to drugie, to łatwo opisać przyszłość, bo jest ona już na historycznym wykresie.

W minionym tygodniu wyczekiwaliśmy na dane jednej z największych spółek z USA. Mowa o Nvidii. Dane były dobre, a spółka traciła blisko 8,5 proc. w jeden dzień. Starzy wyjadacze giełdowi wiedzą, że w silnym trendzie wzrostowym złe informacje są ignorowane, a w najgorszym przypadku są przyczyną korekt. A jak interpretować sytuację, gdy pojawiają się dobre dane ze spółki, która jest motorem napędowym aktualnej hossy, a ona zalicza minikrach? Na pewno znajdą się tacy, którzy wskażą dobre tego uzasadnienie. Ja widzę, że styczniowa luka się domknęła, a bieżąca fala jest zgodna z kierunkiem owej luki. Być może to nie jest początek spadków, ale warto się zastanowić, czy nie jest to koniec wzrostów.