Nie zapomnieli natomiast o Polsce redaktorzy „The Economist” w wydaniu 22–28 lutego. Ba, nie przypominam sobie, a czytam to pismo od wielu lat, żeby aż trzykrotnie na łamach jednego numeru można było przeczytać coś o naszym kraju.

Najpierw w artykule o politykach mówiących nieprawdę o swojej przeszłości, zwykle w kontekście wykształcenia, drogi zawodowej czy ogólnie sukcesów. Zaczynając od Trumpa, który twierdził, że został wybrany człowiekiem roku w Michigan, podczas gdy, jak zbadał „The Economist”, takie wyróżnienie nigdy nie istniało, poprzez prezydenta Filipin, a także Narendrę Modiego (wcale nie skończył Uniwersytetu w Delhi), ministrów z RPA, ministra obrony Niemiec, Karla-Theodora zu Guttenberga (takie imponujące nazwisko, aż dziwne że jego posiadacz popełnił plagiat przy pisaniu pracy doktorskiej i został za to skazany), skończywszy na… no, nie zgadną państwo. Otóż skończywszy na Aleksandrze Kwaśniewskim. Magister, a jednak nie magister. Szczerze mówiąc, to jestem zaskoczony, że ta historia została przypomniana, bo to było w czasach bodajże przedinternetowych, a na pewno przedgooglowych; jak wiadomo, pamięć ludzka jest zawodna i tylko pamięć Google’a jest wieczna (to twierdzenie zresztą nieco straciło na swej mocy wraz z nastaniem wyszukiwania przez AI). Zresztą jakie to ma znaczenie, czy Kwaśniewski jakąś magisterkę miał, czy nie miał, i czy skłamał, czy nie skłamał w tej kwestii, skoro i tak lepszego, a nawet równie dobrego prezydenta w III RP jak dotąd nie mieliśmy. Zaznaczam, że to moja całkowicie na serio wygłoszona opinia.

Przerzucam strony. Duży artykuł pod tytułem „As the balloons go up”. Może to zapowiadać treści rożne, ale jest, niestety, tylko o jednym – o inflacji. Liczby są niepokojące. Badania opinii konsumentów z końca 2024 r. przeprowadzone w UE wskazują na to, że ludzie oczekują mocnego wzrostu cen, o około 10 proc., w ciągu kilkunastu miesięcy. Podobna percepcja pojawiła się w Kanadzie. Tu czynnikiem ją kształtującym są zapowiadane przez Trumpa nowe taryfy celne, na które Unia czy Kanada zapewne odpowiedzą podwyższeniem swoich ceł. Ale i deportacje, zagrażające rynkom pracy w bogatych krajach („rich-world labour markets”), zdaniem konsumentów oraz „The Economist” grożą podwyżkami cen. A na koniec zwiększone wydatki rządowe – na obronność i sypiącą się infrastrukturę. Brytyjski tygodnik wymienia w kontekście infrastruktury Wielką Brytanię, ale wiemy, że dotyczy to tak samo, o ile nie bardziej, Niemiec. No dobrze, ale gdzie tu Polska? Otóż na wstępie czytamy o „Polish inflation”, rosnącej między grudniem 2024 r. a styczniem 2025 r. Jest też poniekąd dobra wiadomość. „The Economist” umieszcza nas w dobrym towarzystwie, bo obok Niemiec, Wielkiej Brytanii i USA, gdzie również odnotowano wzrosty wskaźnika inflacji. Czyżby Polska była już jakimś punktem odniesienia w analizach trendów w światowej gospodarce? Co prawda w artykule pojawia się też Estonia, a tę trudno uważać za miarodajną dla oceny jakichkolwiek tendencji – równie dobrze można by przywoływać dane o gospodarce San Marino. Ale koniec końców wydaje mi się, że to jest znaczące, ta obecność Polski w artykule, nawet jeśli powodu dostarcza rosnąca inflacja. Bo to pośrednio oznacza zaliczenie nas do zamożnych, liczących się krajów (cały artykuł jest skupiony na tej właśnie kategorii państw). A sama inflacja, jaka jest, każdy widzi. Jak zobaczą ją inwestorzy na naszej giełdzie? Oto jest pytanie.

Idę dalej i widzę artykuł, tym razem w sekcji o nauce i technologii, o badaniach DNA pradawnych szczątków ludzkich, w różnych miejscach. Okazuje się, że zdaniem redaktorów „The Economist” Polska dostarczyła bogatego materiału do takich badań, albowiem w naszym kraju odkryto grób z 15 osobami pochowanymi w nim jakieś, bagatelka, 2800 lat przed naszą erą (czy też 2800 BC). A gdzie ten cenny grób został to mianowicie odkopany? „In Koszyce, Poland”. Jacyś researcherzy musieli tu zawieść, bo 2800 lat przed Chrystusem nie było na pewno Polski. A nawet wątpię, by istniały już wtedy Koszyce. Zatem chyba nie do tamtych, dość jednak odległych czasów referowano przy opisie lokalizacji owego grobowca. Do czasów nam współczesnych chyba też nie, bo wydaje mi się, że Koszyce leżą zdecydowanie na Słowacji, a nie w Polsce. Ale, ale, może tu chodzi o przywilej koszycki, ten z 1374 r., nadany polskiej szlachcie przez Ludwika Węgierskiego? Król wprawdzie poniekąd, a nawet całkiem, według DNA, węgierski, ale Polak, Węgier dwa bratanki (przynajmniej kiedyś tak było). Tak, pewnie dlatego przypisano nam ten grobowiec. I bardzo dobrze, że to Polska, a nie Węgry, pchnęła naukę do przodu.

Ponieważ inwestorzy giełdowi, a zatem szanowni czytelnicy „Parkietu”, mogą się czuć nie dość usatysfakcjonowani tymi dykteryjkami, dodam, że o Polsce, wprawdzie bardzo pośrednio, jest coś jeszcze. „The Economist” podaje, że Glencore, jedna z największych firm notowanych na London Stock Exchange, ogłosiła, że rozważa delisting w Londynie i debiut w Nowym Jorku. Dane są zatrważające (dla LSE i londyńskiego City): w roku 2024 aż 88 spółek przeniosło notowania lub stało się znowu spółkami niepublicznymi. A przecież Zjednoczone Królestwo zrobiło wiele, by uczynić regulacje rynku kapitałowego lżejszymi niż te obowiązujące w okresie przynależności Wielkiej Brytanii do UE. Ale może nie były to jednak działania dobre lub wystarczające? W każdym razie jest to jakaś lekcja, którą warto odrobić w Warszawie. Przypomina mi się też to, co mawiał Andrzej Nartowski: kapitał krąży z rąk do rąk, aż trafi we właściwe ręce. W tym nieco kabalistycznym zdaniu jest wszystko. Panie Andrzeju, szkoda że już pana z nami tutaj nie ma.