Inflacja konsumencka CPI wzrasta z miesiąca na miesiąc (z dwoma wyjątkami) od stycznia 2021 roku nieprzerwanie do maja 2022 roku. Jak podaje GUS, comiesięczny wzrost cen produkcji sprzedanej przemysłu trwa bez przerwy od stycznia 2021 roku, bardzo podobnie rzecz się przedstawia ze wzrostem cen w budownictwie.
Mało tego. Jeżeli na wykresie opóźnić wskaźnik PPI o sześć miesięcy, to poczynając od września 2021 roku do maja 2022 roku, obie linie nakładają się na siebie i wykazują taki sam trend. W kwietniu i maju 2022 roku CPI był większy z października i listopada 2021 roku od PPI o 0,3 pkt proc. Można zatem zaryzykować projekcję CPI za czerwiec na 14,7 proc., bowiem tyle wyniósł wskaźnik PPI w grudniu 2021 roku.
Nie jest to profesjonalna prognoza, lecz naiwna, ale wymowna projekcja. Nie istnieje bowiem przyczynowo-skutkowa zależność funkcyjna między CPI i PPI, a w przeszłości wartości PPI były zwykle niższe od wartości CPI. Można co najwyżej postawić tezę, że w aktualnej sytuacji gospodarczej i geopolitycznej oboma wskaźnikami rządzą takie same mechanizmy.
Analizując dane statystyczne, trudno jest dopatrzyć się symptomów dochodzenia do punktu zwrotnego inflacji. Fakt, że w maju różnica między PPI (24,7 proc.) a CPI (13,9 proc.) zmniejszyła się pierwszy raz od marca 2021 roku (z 11,0 pkt proc. do 10,8 pkt proc.) jest jedynym i wątpliwym sygnałem, który mógłby zwiastować nadejście punktu zwrotnego.
Spirala cenowo-płacowa została mocno nakręcona, a niektóre działania władz prowadzące do wypływu pieniądza na rynek nie poprawiają sytuacji. Można tu wymienić tzw. tarcze antyinflacyjne, wakacje kredytowe czy zapowiedzianą obniżkę stawki PIT od lipca. Bez winy nie jest też opozycja parlamentarna zwiększająca oczekiwania inflacyjne przez nieodpowiedzialne lansowanie koncepcji „prawdziwej inflacji" wyższej od oficjalnej o 10 pkt proc.