Wakacje gonią wakacje

Koszty firm są przenoszone w długim terminie na klientów – to jedna z głównych zasad ekonomii. I nieważne, czy dotyczy to ceny ropy, aluminium czy wakacji kredytowych.

Publikacja: 21.06.2022 21:00

Wakacje gonią wakacje

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

W ostatnich tygodniach pojawił się projekt wakacji kredytowych (obecnie odpowiednia ustawa jest w trakcje prac sejmowych), zakładający umożliwienie każdemu posiadaczowi kredytu hipotecznego w złotym czasowe zawieszenie spłaty rat (w sumie osiem) i de facto umorzenie odsetek za ten okres, bo do tego sprowadza się brak konieczności zapłaty jakiegokolwiek wynagrodzenia za ten czas dla banku. Większość ekonomistów czy obserwatorów rynku zastanawia się nad kosztami tego rozwiązania (obecne szacunki mogą jeszcze wzrosnąć, bo trend podwyżek stóp procentowych nie został bynajmniej zakończony), czy wszyscy mają nim być objęci czy tylko wybrane grupy, mało kto jednak zwraca uwagę na sprzeczność proponowanych rozwiązań z ustrojem gospodarczym, na który zmieniliśmy socjalizm w 1989 r.

W ostatnich miesiącach mieliśmy do czynienia z różnymi pomysłami antyinflacyjnymi (czy raczej odkładającymi wzrost cen na później) czy mającymi charakter tarcz przeciw inflacji. Sprowadzały się one bądź do obniżki podatków, np. VAT (koszty tego rozwiązania poniósł budżet) bądź wprowadzeniem ograniczeń nałożonych na ceny gazu czy prądu, które to ograniczenia w części zostały zrekompensowane firmom je oferującym. W czasie pandemii mieliśmy jednak przedsmak tego, co właśnie zostało zaproponowane, w postaci umożliwienia obniżenia czynszu w galeriach (zwróćmy uwagę, że były to obniżki czynszów, a nie „wakacje od czynszów") kosztem ich właścicieli.

Teraz władze idą jednak dalej. Ze względu na gwałtowny wzrost oprocentowania kredytów wskutek inflacji (za która same przynajmniej częściowo odpowiadają) właśnie nakładają one na prywatne firmy obowiązek darmowego świadczenia usługi, jaką jest kredyt, bez wynagrodzenia, czyli oprocentowania. Nie jest przy tym istotne, że bank, aby ten kredyt udzielić, musiał czy ciągle musi pozyskać finansowanie, z opłaty za które nikt go ustawą nie zwolni. Nie jest ważne, czy bank prowadzi inną działalność poza udzielaniem kredytów hipotecznych, czy będzie mógł choćby częściowo zrekompensować straty z innego segmentu. Jeśli bank np. hipoteczny oferuje tylko kredyty hipoteczne finansowane papierami dłużnymi czy listami zastawnymi czy pożyczkami od akcjonariusza, nie wskazano źródła, skąd ma zapłacić oprocentowanie za swoje zobowiązania za okres „wakacji". Nie do końca wiadomo, czemu wakacjami kredytowymi nie zostają objęci ci, którzy zaciągnęli kredyty w innych walutach. Oni już od lat płacą wyższe raty, nie ze względu na wzrost oprocentowania, które ich dopiero czeka, ale z powodu spadku kursu złotego. Ci kredytobiorcy nigdy propozycji wakacji nie dostali, choć niewykluczone, że w obliczu rosnącego prawdopodobieństwa wzrostu stóp w Europie także oni znajdą się w podobnej sytuacji jak zaciągający kredyt w złotym w przyszłym roku. W ustawie nie ma także kryterium np. dochodowego – nikt nie sprawdza, czy kredytobiorca ma kłopoty ze spłatą kredytu. To akurat „sprawdza się samo" – jeśli klient ma kłopoty i nie jest w stanie spłacać rat, korzysta z innego programu wsparcia – znacznie rozsądniej przygotowanego – również finansowanego przez banki.

Spójrzmy prawdzie w oczy – pomysł rządu jest analogiczny do sytuacji, gdyby przyjęto projekt ustawy, że wszyscy dostawcy telewizji (Netflix, UPC itp.) mają nie pobierać od klientów opłat przez kolejnych osiem miesięcy i obowiązkowo wydłużyć okres umowy. Inny przykład – wzrost cen wynajmu (zmiany sięgają już kilkudziesięciu procent) mógłby skłonić rząd do ustawowego przedłużenia umowy najmu z każdym klientem i zastosowania kilkumiesięcznych wakacji „od najmu", gdzie właściciel udostępniałby mieszkanie za darmo (nawet nie mógłby pobierać opłat, które ponosi np. do wspólnoty/spółdzielni – analogicznie nikt nie zrekompensuje „opłat", czyli odsetek ponoszonych przez banki na rzecz depozytariuszy). Zdrowie jest ważne, więc może – w obliczu zapaści systemu ochrony zdrowia – wprowadźmy obowiązkowe wakacje od płatności za abonamenty w Lux Medzie – to rozwiązanie także przecież posłuży Polakom. Pójdźmy dalej – inflacja szaleje, koszyk żywnościowy coraz droższy – czy Biedronka nie powinna umożliwić każdemu przez trzy–cztery dni w miesiącu darmowych zakupów podstawowych produktów żywnościowych (ew. bez marży, z odroczeniem płatności za dwa lata)? Rosną też ceny energii i paliw – może wzorem wakacji kredytowych zmusić spółki energetyczne i paliwowe do rozdawania przez kilka miesięcy w roku benzyny czy ropy za darmo? Nie, nie po kosztach – za darmo – wakacje kredytowe nie oznaczają kredytu „po kosztach banku" (czyli po np. średniej stawce pozyskania środków), tylko kredyt darmowy – bank musi zapłacić za finansujące je depozyty, a nie otrzymuje wynagrodzenia za udzielony dzięki nim kredyt.

Czy te przykłady wydają się absurdalne? Oczywiście – bo takie są, ale niczym się one nie różnią w swojej istocie czy logice od wakacji kredytowych, których koszty spadną na banki. Przepraszam – na banki w krótkim terminie. Koszty firm zostają przeniesione w długim terminie na klientów – to jedna z głównych zasad ekonomii, i nieważne, czy dotyczy to ceny ropy, ceny aluminium czy wakacji kredytowych. Podobnie będzie i tu, a ucierpią nowi kredytobiorcy (o ile w tych warunkach banki zdecydują się udzielić komukolwiek kredytu, stojąc w obliczu ryzyka, że za chwilę będą mu musiały zaoferować wakacje kredytowe) czy inni klienci w postaci wyższych opłat i marż. Walka ze skutkami inflacji (bo przecież nie nią samą – proponowane rozwiązanie tylko może pogłębić problem) kosztem zysków firm, zmuszając je do dotowania klientów? Banalne do przeprowadzenia, tyle że działa tylko w krótkim terminie – w tej sytuacji firmy zaczynają podnosić ceny szybciej, aby ubiec ustawodawcę.

Podobne pomysły skończą się jak zwykle podwyżką cen, a w długim terminie zniechęceniem do jakiegokolwiek inwestowania w obliczu ryzyka, że gdy tylko biznes zacznie przynosić zyski, może pojawić się regulacja, która je poważnie obniży – oczywiście w interesie społecznym. Już teraz osoba fizyczna która zarabia dwa–trzy razy więcej niż średnia, płaci znacznie wyższe podatki. Czyżby wielkimi krokami nadchodził progresywny podatek od firm? Nierealne? Zobaczymy...

Felietony
Czym jest Omnibus?
Felietony
PIT-em go!
Felietony
Sprzedawać czy nie sprzedawać?
Felietony
Jak naprawić wartość
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”
Felietony
CSRD w praktyce
Felietony
Czytając między liczbami