Nie powinniśmy jednak zapominać, że oprócz bezpośredniego wpływu wojna będzie mieć na nas także wpływ pośredni, chociażby przez to, jak oddziałuje na inne kraje. W tym kontekście szczególnie istotne jest dla nas to, jak wojna wpłynie na model polityczno-gospodarczy Niemiec, naszego głównego partnera handlowego, na którego przypada blisko 30 proc. eksportu towarów.
Choć Niemcy nie graniczą bezpośrednio ani z Rosją, ani z Ukrainą, to relacje polityczno-gospodarcze na linii Berlin–Moskwa miały istotny wpływ na przebieg procesów ekonomicznych w całej Europie. Wbrew oporowi i zastrzeżeniom wielu krajów – szczególnie z Europy Środkowo-Wschodniej – Niemcy przez lata brnęły w uzależnienie od dostaw rosyjskich surowców. Co więcej, chciały niejako stać się głównym pośrednikiem Rosji w sprzedaży strategicznych surowców, w szczególności gazu, w naszej części kontynentu.
Gaz był dla niemieckiej gospodarki zawsze ważny, ale jego rola jeszcze wzrosła, gdy szeroki konsensus sił politycznych uznał go za kluczowe paliwo przejściowe na drodze do docelowej struktury miksu energetycznego, opartego na źródłach odnawialnych. W efekcie dziś uzależnienie Niemiec od gazu pozostaje większe niż średnio w UE; stanowi on ok. jednej czwartej wykorzystywanych surowców energetycznych (dla porównania w Polsce jest to 15 proc.). Ta znacząco większa rola gazu w gospodarce niemieckiej wynika przede wszystkim z olbrzymiego wykorzystania go w przemyśle (ok. 37 proc. całości zużycia), w tym w szczególności w przemyśle chemicznym. Wraz ze stopniowym wycofywaniem się z węgla i atomu w ostatnich latach odnotowano także wzrost znaczenia gazu w wytwarzaniu energii elektrycznej; o ile w połowie minionej dekady jego udział wynosił 10 proc., o tyle obecnie sięga 15–17 proc.
Rosnącemu zastosowaniu gazu towarzyszy spadające lokalne wydobycie, które dziś stanowi jedynie 5 proc. całości zapotrzebowania. W ramach importu z kolei dominującym kierunkiem dostaw stała się w ostatnich latach Rosja (jeszcze kilka lat temu dostawy były znacznie bardziej zdywersyfikowane). Temu ostatniemu towarzyszył proces zwiększania udziału rosyjskich firm w infrastrukturze transportu i magazynowania gazu. Równocześnie dziwnym zbiegiem okoliczności inicjatywy zmierzające do dywersyfikacji kierunków dostaw – np. poprzez budowę terminali LNG – nie znajdowały politycznego i finansowego wsparcia. Kluczowym argumentem był z reguły ten, że rosyjski gaz był dla Niemców wyjątkowo tani, znacznie tańszy niż w przypadku większości pozostałych jego odbiorców.
Nie ma wątpliwości co do tego, że tani rosyjski gaz był istotnym ogniwem gospodarczej układanki Niemiec. W kraju tym zawsze szczególną rolę przypisywano przemysłowi, stanowiącemu główne źródło nadwyżek na rachunku obrotów bieżących, co w powszechnym przekonaniu było i jest gwarancją ekonomicznego bezpieczeństwa i podstawą dobrobytu obywateli. Z tych też względów przemysł otoczony jest w Niemczech szczególną opieką, czemu towarzyszy silna działalność lobbingowa. Widać to wyraźnie także teraz; niedawno szef BASF – firmy, na którą przypada 4 proc. niemieckiego zużycia gazu – ostrzegał, że tani rosyjski gaz był podstawą konkurencyjności całego niemieckiego przemysłu. Wieszczył także, że ewentualne ograniczenia dostaw dla chemii przełożą się na cały przemysł, że nie będzie samochodów, leków itd.