Innych niż podnoszenie stóp procentowych, które według na przykład prof. Marka Belki (i według mnie) nie ograniczą inflacji. Belka w wywiadzie dla Money.pl powiedział między innymi, że „polityka oparta jedynie na podnoszeniu kosztu pieniądza doprowadzi do wykrwawienia się klasy średniej".
Jakie są inne metody, narzędzia? Profesor na przykład zaleca „wprowadzenie obligacji antyinflacyjnych, ale przez NBP. Nie przez rząd". Bo rząd te pieniądze natychmiast wyda. Serio? Ja uważam, że dobry rząd powinien tymi pieniędzmi sfinansować swoje zadłużenie. Dobry rząd...
Gdyby już w pierwszym roku rentowność obligacji czteroletnich indeksowanych inflacją (teraz to jest 5,5 proc.) wyniosła na przykład 10 proc. (przy założeniu utrzymania inwestycji przez cztery lata), to nie tylko znalazłoby się krajowe finansowanie długu, dzięki czemu zmalałaby zależność polskich finansów od zagranicy (teraz rząd szuka tam nabywców) – wypłata odsetek zostałaby w kraju, a nie powędrowałaby za granicę.
Owszem, rząd wyemitował obligacje „antyinflacyjne", ale indeksowane do stopy RPP, co dalekie jest od inflacji CPI. NBP nie podniósł też stopy rezerw obowiązkowych dla banków. Takie podniesienie skutkowałoby wyssaniem bankowej nadpłynności oraz zmusiło banki do podnoszenia oprocentowania lokat i depozytów, dzięki czemu zmniejszyłby się wolumen wolnego pieniądza, który nie ruszyłby na zakupy, podnosząc inflację.
Nie słyszę też nic o sprzedawaniu aktywów, które NBP kupił podczas pandemii (150 mld złotych), co też zmniejszyłoby nadpłynność w bankach. Oczywiście najprościej jest „zgodnie z książką" podnosić stopy procentowe, co w końcu doprowadzi do stagnacji gospodarczej i wzrostu bezrobocia. Mam jedynie nadzieję, że Rada w lipcu wreszcie pójdzie po rozum do głowy i zastosuje narzędzia inne niż te, które uderzają w gospodarkę.