Diabelska alternatywa banków centralnych

Piszę ten tekst po posiedzeniach Rady Polityki Pieniężnej i Federalnego Komitetu Otwartego Rynku, w sytuacji, kiedy na rynkach zapanowała nadzieja na deeskalację i zakończenie wojny w Ukrainie.

Publikacja: 17.03.2022 21:00

Piotr Kuczyński analityk, DI Xelion

Piotr Kuczyński analityk, DI Xelion

Foto: materiały prasowe

Rozmowy Rosja–Ukraina oraz wypowiedź rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, który nie wykluczył spotkania Putin–Zełenski, dały światu i oczywiście rynkom powód do znacznej poprawy nastrojów.

Zaowocowało to „formacjami wodospadu" na wykresach wielu aktywów. W analizie technicznej nie ma takiego terminu, ale w gwarze giełdowej jest – chodzi o gwałtowne spadki cen/kursów/indeksów. Taką sytuację dało się zaobserwować na wykresie ropy (ze 130 dolarów ropa WTI staniała do 96 dolarów za baryłkę), na wykresie złota, które szybko straciło ponad 5 proc., oraz na wykresach kursów walut w Polsce (wymazały 50 proc. wojennych zwyżek).

Wyglądało to coraz lepiej, chociaż należało pamiętać o tym, że Rosja nie będzie chciała wyjść z tej wojny na tarczy i uspokojenie, które doprowadziło do poprawy nastrojów na rynkach, może być krótkotrwałe. Wystarczy wznowienie agresywnych działań Rosjan i jakieś niestandardowe uderzenia, żeby wzrosły naciski na embargo na zakup surowców energetycznych z Rosji. To zaś doprowadziłoby do gwałtownego wzrostu awersji do ryzyka, co skutkowałoby równie gwałtowną zmianą nastrojów na rynkach.

Na razie jednak uwaga rynków skupiła się na innych czynnikach. Czekano na ogłoszenie przez Rosję ostatecznej niewypłacalności (techniczna nastąpiła 16.03), w Chinach nastąpiła gwałtowne przecena akcji, a banki centralne weszły na bardzo grząski teren (o tym niżej). Niewypłacalność Rosji wydaje się być nieunikniona, a 150 miliardów dolarów długu w bilansach wielu funduszy zrobi potężną dziurę, która może doprowadzić do perturbacji na rynkach. Rosja mówi, że będzie spłacała obligacje w rublach, ale agencje ratingowe już powiedziały, że potraktują to jako niewypłacalność.

Chiny stały się ofiarą swojej polityki „zero covid", polegającej na izolowaniu obszarów, na których zaobserwowano niewielkie nawet ogniska pandemii. Ostatnio pojawiły się one w rejonie Shenzhen, czyli tam, gdzie działa wiele fabryk produkujących na potrzeby ponadnarodowych koncernów. Teren został zamknięty, co groziło stratami dla wielu firm spoza Chin. Poza tym rozmowy amerykańsko-chińskie, podczas których USA ostrzegały Chiny przed pomocą Rosji, też rynkom się nie spodobały.

Trend boczny na wykresie indeksu SSE Composite (trwający przez cały rok) zakończył się wyłamaniem w dół i spadkiem o około 13 proc. Spokojny podczas początków wojny rynek chiński po prostu się załamał. Po spadku indeksu 15 marca o około 5 proc. pojawiły się działania władz chińskich, które to działania doprowadziły do odbicia. Wystarczyło, że rząd obiecał wsparcie gospodarki i ustabilizowanie rynku akcji. Japonia i Chiny nie stronią od interwencji na rynku akcji. Taka azjatycka specyfika.

Bankructwo Rosji i problemy Chin będą w centrum zainteresowania rynków finansowych, jeśli wojna w Ukrainie przygaśnie. Wtedy też bardziej będziemy spoglądali na banki centralne, które mają teraz diabelską alternatywę: podnosić stopy procentowe i ryzykować recesją, czy nie podnosić i ryzykować spiralą inflacyjną? Problem w tym, że mechanizm stopy procentowej - inflacja - według mnie się „zatarł".

„Zatarł się", bo inflacja jest importowana poprzez ceny surowców i towarów rolnych, a stopy procentowe tego nie zahamują. Memento to inflacja w Czechach. Czesi rozpoczęli podwyżki o cztery miesiące wcześniej niż RPP, a inflacja rosła i w lutym wyniosła 11,1 proc. W Polsce inflacja CPI nieco w lutym się zmniejszyła, bo z 9,4 proc. w styczniu (po weryfikacji z 9,2 proc.) w lutym właśnie wyniosła 8,5 proc.

Jak widać, wystarczyły zwyżki cen na rynkach surowców i towarów rolnych po wybuchu wojny 24 lutego, żeby wpływ tarczy antyinflacyjnej, która miała zdjąć 2–3 pkt proc. z inflacji, zmniejszył się do 0,9 pkt proc. Mówiono o tym, że w marcu przekroczy 10 proc. Potem jednak, w drugim tygodniu marca, wyżej wspomniane spadki cen wielu surowców postawiły duży znak zapytania. Nie da się przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja.

W Polsce RPP podniosła stopy o 0,75 pkt proc., do 3,5 proc. Superjastrząb (sam się tak określa), prezes NBP Adam Glapiński mówił podczas konferencji prasowej, że możliwe są podwyżki nawet dwa razy w miesiącu. Czy ekonomiści wierzący w to, że podwyżki stóp zahamują inflację, mają rację? Być może, ale wysokie stopy procentowe to między innymi: mniejsze inwestycje, mniejszy popyt wewnętrzny (mniej pieniędzy po opłaceniu kredytu), mniejszy PKB. Możliwa jest nawet recesja, a w tzw. międzyczasie stagflacja rozumiana jako znaczne spowolnienie wzrostu z wysoką inflacją.

Moim zdaniem RPP nie powinna przesadzać – powinna patrzeć na EBC, który do 2023 r. stóp nie podniesie, lub nawet na Fed, który podniósł stopy o 25 pkt baz., do 0,25–0,5 proc., i ma zamiar w tym roku dążyć do 1,9 proc. przy inflacji 7,9 proc. Patrzeć to nie znaczy nic nie robić, ale ja uważam, że maksymalny poziom stóp powinien doprowadzić je do poziomu 4–4,5 proc. Potem trzeba zrobić dłuższą przerwę i obserwować to, co będzie się działo na rynku. Mordowanie wzrostu gospodarczego w celu opanowania importowanej inflacji to zła polityka.

Felietony
Groźne analogie
Felietony
Współpraca z Malezją w kontekście polskiej prezydencji w Radzie Unii
Felietony
Jak mogłaby wyglądać ciekawa kampania prezydencka?
Felietony
Można zrobić za drugim razem dobre pierwsze wrażenie
Felietony
Dekodowanie Omnibusa
Felietony
Tether – uznany stablecoin czy dolar cienia podziemnego świata finansowego?