Już niemalże czuliśmy zapach spalin wydzielanych przez produkowane u nas luksusowe samochody, a tu masz, klapa. Nastroje po przegranej rywalizacji o inwestycję koncernu Tata pozostają minorowe. Można je porównać do atmosfery, jaka jeszcze do niedawna nagminnie występowała przy okazji meczów piłkarskiej kadry – wielokrotnie w ostatnich latach stawialiśmy w szranki z poważnymi konkurentami, była wiara i przekonanie, że a nuż tym razem się uda, i tradycyjne pomeczowe „Polacy, nic się nie stało".
Nie znam powodów naszej porażki w rywalizacji o fabrykę Jaguara, ale jakoś najmniej przemawia do mnie argumentacja, że przegraliśmy ją, „bo nie chcieliśmy przepłacać". Sugeruje ona, że ktoś tu, w Europie Środkowo-Wschodniej, nie potrafi liczyć. Albo my, albo inne nacje, które hurtowo zgarniały w ostatnich latach duże inwestycje zagraniczne, nie tylko zresztą motoryzacyjne.
Nie o polskim śnie o Jaguarze chciałem jednak napisać. Myślę, że przy okazji tej porażki warto chwilę zastanowić się szerzej nad kwestią przyciągania inwestycji zagranicznych do naszego kraju. Zadać pytanie, czy wiemy, kogo i w jakiej formie chcielibyśmy widzieć jako inwestora. Minął już bowiem czas bezkrytycznego i bezrefleksyjnego patrzenia na strumień zagranicznego kapitału. Jesteśmy dziś na takim etapie, że od strategii pasywnego przyjmowania „co łaska" powinniśmy przejść do strategii aktywnego pozyskiwania (wręcz kreowania) inwestycji, które służą realizacji strategicznych celów gospodarczych.
Trzeba więc postawić pytanie o to, jakie są (lub powinny być) te strategiczne cele. Otóż podstawowym powinno być dążenie do zwiększenia złożoności polskiej gospodarki i odchodzenia od prostej konkurencji kosztowo/cenowej. Jak to się ma do kapitału zagranicznego? Otóż tak ustalone priorytety ukierunkowują strategię w zakresie inwestycji zagranicznych. Po pierwsze, inwestycje o charakterze stricte kosztowym (lokowanie u nas stosunkowo prostej produkcji/usług ze względu na niższe koszty) w sektorach, które już są rozwinięte, nie powinny uzyskiwać żadnego publicznego wsparcia. Powinna tu obowiązywać zasada: „Jak chcesz, to rób, nie będziemy ci w tym przeszkadzać, ale nie licz na to, że będziemy ci do tego dopłacać".
Po drugie, priorytetem powinny stać się dla nas inwestycje pionierskie, w zakresie działalności (technologii, modeli biznesowych itd.), których u nas nie ma. Dzięki tego typu inwestycjom powstają całe nowe łańcuchy tworzenia wartości (kooperanci), a poza tym są one sygnałem dla innych inwestorów, że w Polsce opłaca się prowadzić taki biznes. Nierzadko za pierwszą taką inwestycją idzie potem cała fala.