Pomysł wprowadzenia zakazu handlu w niedziele nie jest nowy – pojawia się cyklicznie co kilka lat, zazwyczaj przy okazji kampanii wyborczych. Nigdy chyba jednak wprowadzenie zakazu nie było tak bliskie jak obecnie. W Sejmie jest już projekt ustawy przygotowanej przez NSZZ Solidarność zakładający, że od października większość placówek handlowych będzie w niedzielę zamknięta. Ustawa przewiduje, że w niektóre niedziele w roku handel będzie dopuszczony (np. w niedziele poprzedzające Boże Narodzenie i Wielkanoc), a także wskazuje rodzaje placówek handlowych, których zakaz nie będzie dotyczył (np. apteki czy stacje benzynowe).
Choć rząd nie zajął jeszcze oficjalnego stanowiska w tej sprawie, to z wypowiedzi jego przedstawicieli wynika jednoznacznie, że zakaz handlu w niedziele popiera. Z ust rządowych ministrów padają też słowa sugerujące możliwość wprowadzenia jakiegoś typu rozwiązań pośrednich – np. zakaz handlu w jedną lub dwie niedziele w miesiącu. Wydaje się jednak, że ten pomysł nie przypadł do gustu ani związkowcom, ani przedstawicielom sektora handlowego. W sprawie wprowadzenia ewentualnego zakazu jest zresztą znacznie więcej wątpliwości. Nie wiadomo na przykład, czy zakaz miałby dotyczyć także sprzedaży przez internet i sprzedaży za pośrednictwem automatów. Sektor handlowy działa obecnie w warunkach bardzo dużej niepewności, a niektórzy przedsiębiorcy wprost mówią, że z tego powodu ograniczają lub wstrzymują się z inwestycjami.
Można oczywiście przytoczyć mnóstwo argumentów przeciwko wprowadzeniu zakazu handlu w niedziele. Spadek wolumenu sprzedaży szacowany na kilka miliardów złotych czy redukcję zatrudnienia w sektorze handlowym rzędu kilkudziesięciu tysięcy osób. Spadek zatrudnienia dotyczyłby także wielu branż powiązanych z handlem – np. transportowej, logistycznej czy usług towarzyszących, takich jak sprzątanie i ochrona. To wszystko oczywiście musiałoby przełożyć się negatywnie na tempo wzrostu gospodarczego. Na ten temat powiedziano już jednak bardzo wiele, ale i tak nie przemawia to do inicjatorów wprowadzenia zakazu.
Ja także obawiam się tych negatywnych skutków gospodarczych, ale chyba jeszcze bardziej martwi mnie co innego. Patrząc na sposób uchwalania prawa w ostatnim czasie, a także na jakość tego prawa, mam poważne obawy co do ostatecznego kształtu ustawy ograniczającej handel w niedziele. Sprawa jest bowiem bardziej skomplikowana, niż może się wydawać, a zakaz handlu musiałby uwzględniać specyfikę wielu różnych form handlu, choćby wspomnianej wcześniej sprzedaży internetowej czy z automatów. Ale nie tylko to jest problemem. Ustawa wskazywać musi wiele wyjątków od zakazu, zarówno jeśli chodzi o rodzaj placówek handlowych (np. apteki), jak i na przykład wielkość sklepów. Zakaz ma także nie dotyczyć właścicieli sprzedających we własnych sklepach.
To wszystko powoduje, że ustawa będzie bardzo skomplikowana i z pewnością zaroi się w niej wiele błędów i nieścisłości, które można będzie interpretować na różne sposoby. Nowe prawo spowoduje więc niemal na pewno ogromny chaos i zamieszanie w sektorze handlowym. Bardzo skomplikuje się sytuacja przedsiębiorców prowadzących działalność handlową, ale także współpracujących z nimi dostawców, którzy będą musieli znacząco zmodyfikować strategie swojej działalności. W takiej sytuacji trudno oczekiwać, że w najbliższym czasie sektor handlowy będzie się rozwijał szczególnie dynamicznie. Ograniczenie inwestycji to oczywisty skutek nowej regulacji, ale jeśli sytuacja zrobi się rzeczywiście trudna, spodziewać się można także, że niektórzy obecni już na naszym rynku przedsiębiorcy zagraniczni rozważać będą wycofanie się z niego.