Koniec roku skłania do podsumowań. Analiza danych rynkowych za ostatnie miesiące i lata stoi niestety w sprzeczności z radosnym nastrojem świątecznym. Był to okres dalszego wzmożenia regulacyjno-nadzorczego po-łączonego z dalszym spadkiem najważniejszych giełdowych parametrów.
Z oczywistych względów skupię się na danych dotyczących spółek giełdowych. Nie tylko z racji funkcji, jaką pełnię, ale także dlatego, że to właśnie atrakcyjność emitentów de-terminuje atrakcyjność rynku. Jeśli w sklepie nie ma dobrego towaru, to choćby obsługa była najlepsza na świecie, choćby dokonywanie zakupów było bardzo proste, choćby koszty transakcji były minimalne, to taki sklep na dłuższą metę nie da rady konkurować ze sklepami lepiej zaopatrzonymi.
W tym kontekście podsumowanie ostatnich pięciu lat wygląda bardzo pesymistycznie. Liczba notowanych spółek obejmująca łącznie rynek regulowany i NewConnect systematycznie spada – z 905 na koniec roku 2015 do 824 na koniec roku 2019 (o 9 proc.). Możemy się zastanawiać, czy podanie łącznej liczby spółek ma sens – wszak NewConnect ma wielokrotnie mniejsze znaczenie niż „główna" giełda. Tak, to prawda, ale po pierwsze, analiza samego rynku regulowanego niewiele zmienia (487 vs. 449, czyli spadek o 8 proc.), a po drugie, za sumarycznym podejściem przemawia fakt migracji spółek z NewConnect na rynek regulowany, więc osobne potraktowanie spółek notowanych na „głównej" giełdzie mogłoby być mylące. Dla przykładu, w roku 2019 spośród siedmiu debiutów prawie wszystkie były przenosinami z rynku NewConnect. Oprócz nich powstała jedna nowa spół-ka w wyniku podziału Selvity i pojawił się na rynku jeden (!) prawdziwy debiut.
Jeden debiut w roku 2019, zwłaszcza na tle 18 delistingów, w najbardziej drastyczny sposób ukazuje stan rynku. Debiutant BoomBit to bardzo ciekawa spółka, funkcjonująca w bardzo ciekawej branży gier. Ale nie jest to marka powszechnie znana, rozpalająca wyobraźnię inwestorów, przyciągająca tłumy na giełdę. Zebrała ona z rynku 35 mln zł (w tym niecałe 25 mln wynikało z emisji nowych akcji), trudno więc rozpatrywać to w kategoriach wielkości wpływających na rynek, choć złośliwi mogliby stwierdzić, że i tak zebrała za dużo, gdyż spadek kursu od debiutu wyniósł ponad 70 proc.
Powyższe liczby bardzo jasno wskazują, że od lat rynek kapitałowy nie jest miejscem finansowania rozwoju spółek. Wręcz przeciwnie – biorąc pod uwagę wypłacone dywidendy, wykupy akcji czy wreszcie delistingi – pieniądz płynie szerokimi miliardami od emitentów do inwestorów. Pozornie powinno nas to cieszyć, ale problem polega na tym, że pomimo tych transferów inwestorzy bynajmniej nie zarabiają. A dodatkowo transfery te ograniczają rozwój rynku. Drenowanie zysków na dywidendy to często ograniczenie finansowania nowych projektów. Wykupy akcji to dodatkowo ograniczenie płynności. A delistingi to „transfery ostateczne" – nawet jeśli dadzą zarobić to tylko raz, bo spółka nie wróci przecież do notowań.