Ponad dwie dekady temu, a dokładnie 31 marca 1999 r., światło dzienne ujrzało dzieło rodzeństwa Wachowskich. Wówczas film „Matrix", bo to o nim mowa, został okrzyknięty jako rewolucyjny i to nie tylko przez krytyków kinematograficznych, ale przez każdego pożeracza klatek ze szklanego ekranu, na którym choć raz wyświetliła się zielona kaskada tybetańskich czy też majańskich znaków. Słowo „Matrix" stało się synonimem innego świata, którego istnienie dawno podejrzewaliśmy, ale brakowało nam know-how, jak się do niego dostać. Nawet wieczorne rady wujaszka Jacka Danielsa nie były w stanie otworzyć nam oczu na wszechogarniającą przestrzeń, w której panował uporządkowany chaos, a rządzące tam reguły były sprzeczne z logiką myślenia.
Pojęcie „Matrix" dotyczy wielu dziedzin codziennego życia zarówno zawodowego, jak i osobistego. Kilka dni temu słowo to usłyszałem w moich myślach, kiedy zostałem zawezwany przez osiedlowego listonosza po odbiór przesyłki. Zawsze gdy w mojej blaszanej skrzynce na listy pojawia się awizo z czerwonym stempelkiem i „deadline'em" siedem dni, standardowo poziom serotoniny zdecydowanie się zmienia. Bezwiedny banan, jaki wówczas pojawia się na mojej gębie (jedno z moich traumatycznych słów po lekturze Gombrowicza), stanowi niemy protest wobec tego, co mnie wkrótce czeka. Wizytując placówkę pocztową, czuję się jak Neo, któremu Trinity w okienku stara się coś wyjaśnić, ale jakoś nie idzie. Coś się nie zgadza albo zaginęło, adres nie ten, czy to okienko złe, paczka jest, ale jej jeszcze nie ma... normalnie Matrix dla przeciętnego Kowalskiego.
Słowo to zdecydowanie zbyt często cisnęło mi się na usta podczas minionego roku szkolnego, w którym sam Agent Smith prędzej by założył swoje okulary tyłem na przód, niż zdołał ogarnąć algorytm komunikowania się na linii belfer–uczeń. Moje dzieci patrzyły na mnie z poczuciem winy, jak ich zzieleniały staruszek z objawami choroby dwubiegunowej, czytając Librusa, Teams, maile, esemesy, WhatsAppa czy stronę WWW podstawówki, szukając wskazówek nt. zadanych prac domowych dzieci, pod nosem bełkocze Matrix, normalnie Matrix! Wówczas nawet prognozowanie rynków finansowych wydawało się banalne wobec szyfru, jaki moje pociechy musiały zdekodować, aby wywiązać się z wirtualnego „nauczania". Jak już jesteśmy przy giełdzie, to należałoby wspomnieć, że świat zaprezentowany przez Wachowsky Team był na początku XXI wieku swoistym sposobem na wytłumaczenie, dlaczego indeksy czy akcje zachowywały się w ten czy inny sposób. Poszukiwanie kodu, w którym napisane są wykresy zarówno po lewej stronie ekranu, jak i po prawej – tej najbardziej pożądanej – stanowi cel każdego ciekawskiego technika. Programowanie ilościowe, pisanie algorytmów, standaryzacja wskaźników, modelowanie rynków – wszystko to przypomina żmudny wysiłek Neo, który po spotkaniu z Morfeuszem rozpoczął rozumienie otaczającego go świata na nowo.
Patrząc obecnie na wykresy praktycznie wszędzie – komputery, telewizory, telefony, tablety, zegarki, w komunikacji miejskiej, jak i na hulajnodze - zaangażowany gracz giełdowy widzi dookoła cyferki, sygnały, kreski, wykresy... Stan rachunku maklerskiego zlewa się z ROR-em, na słowo spadki reaguje zimnym potem, powiewająca na maszcie flaga kojarzy się z formacją optymistów, a widok en face zadbanej kobiety to złowieszczy sygnał G&R. Kiedy zaś pojawia się zjawisko déja vu, wówczas mózg nie przyjmuje informacji, że to tylko przypadek, a nie aberracja systemu potwierdzająca życie w innym wymiarze.
Od ponad 20 lat, czyli od momentu, w którym doszło do premiery filmu sióstr Wachowskich, wszyscy ci, których DNA otrzymało dodatkowy chromosom M po obejrzeniu „Matrixa", w ostatnich tygodniach mogli przeżyć swoisty szok. I bynajmniej nie jest to spowodowane zapowiedzią kontynuacji trylogii, lecz objawieniem światu, czym jest Matrix. Dokonała tego osobiście Lilly (znana wcześniej jako brat Andy) Wachowski, która wyznała, że z założenia był to obraz stanowiący alegorię transpłciowości. Tego typu sentencja sprawia, że Matrix stał się sam w sobie Matrixem będącym wielowymiarowym tworem – podobnie jak rynek finansowy, w którym każda sesja przypomina dzień z życia Simów, o losach których rzekomo decyduje Ktoś...