Wyjaśnić należy, że wartość planu finansowego UKNF na rok 2020, która przypada na rynek kapitałowy, wynosi 100,41 mln zł, natomiast wykonane w 2019 r. koszty UKNF przypadające na ten sektor wyniosły 95,00 mln zł, co daje wzrost o 6 proc., a nie o 147 proc., jak twierdzi beletrystycznie pan prezes. Co więcej, biorąc pod uwagę, że przy wyliczeniu opłaty za nadzór nad rynkiem kapitałowym należy uwzględnić dodatkowe, ustawowe limity dotyczące wysokości opłaty w danym sektorze, realna wartość opłat za nadzór nad rynkiem kapitałowym wyniesie w 2020 r. łącznie 69 mln zł, co stanowi realny wzrost wnoszonych przez podmioty rynku kapitałowego opłat o 41,6 mln zł, a nie, jak wskazuje prezes SEG, o 81 mln zł.
Wprowadzona w 2019 r. zmiana statusu prawnego Komisji Nadzoru Finansowego i UKNF zmieniła zasady finansowania nadzoru nad rynkiem finansowym. Liczne zmiany w strukturze i funkcjonowaniu UKNF i KNF po przekształceniu organu nadzoru w państwową osobę prawną były zaś motywowane przede wszystkim koniecznością wzmocnienia nadzoru m.in. nad rynkiem kapitałowym. Nadzór w tym zakresie wymaga bowiem istotnego zwiększenia specjalistycznych kadr, wyposażenia w nowoczesne narzędzia technologiczne oraz oprogramowanie. Na fakt swoistego niedoszacowania osobowej sfery nadzorczej rynku kapitałowego zwracały w przeszłości wiele razy uwagę organy oceniające prace organu nadzoru. Być może autor publikacji formułuje swoje konkluzje, pamiętając etap pracy w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, kiedy to ze względu na liczbę podmiotów i skalę regulacji do nadzoru wystarczało „kilka osób". Czasy jednak, w których pan prezes piastował swoją funkcję w organie nadzoru finansowego, są z dzisiejszego punktu widzenia zamierzchłą historią, która nijak się ma do obecnych wyzwań nadzorczych, determinowanych przez skalę rynku i stopień skomplikowania zagadnień.
Co istotne, opłaty za nadzór w tym obszarze przez wiele lat nie były adekwatne do realnie ponoszonych kosztów nadzoru – sztywny udział poszczególnych grup rynku kapitałowego w sektorze powodował, że opłaty za nadzór nad rynkiem kapitałowym, a w szczególności nad sektorem TFI, były rokrocznie znacznie zaniżone. Biorąc pod uwagę zwiększenie obowiązków i zadań nadzorczych, opłaty za nadzór musiały się zmienić w celu ich urealnienia i adekwatnego dostosowania do kosztów ponoszonych z tytułu nadzoru. Urealnienie kosztów nadzoru ponoszonych przez podmioty rynku kapitałowego, w szczególności TFI, jest konieczne chociażby dla zapewnienia proporcjonalności między udziałem tego sektora w ogólnych kosztach działania UKNF a znacznymi środkami i nakładem pracy, jakie niezbędne są dla skutecznego sprawowania nadzoru nad tym sektorem, w szczególności wobec istotnej skali obserwowanych na nim nieprawidłowości. A dodajmy, że to właśnie ten sektor stanowi obiekt szczególnie intensywnego zainteresowania nadzoru na przestrzeni ostatnich miesięcy – właśnie ze względu na zakres i skalę patologii. Dalsze utrzymywanie zaniżonego poziomu kosztów ponoszonych przez jeden z sektorów prowadziłoby również de facto do finansowania nadzoru nad nim przez inne sektory rynku finansowego.
Ponadto dalsze trwanie w niedofinansowanej strukturze nadzorczej nie przyniosłoby z pewnością korzyści inwestorom – których trybunem chce mienić się pan Mirosław Kachniewski – a raczej jedynie profesjonalnym uczestnikom obrotu, którego prezes SEG jest reprezentantem. Tu niestety naturalnie rodzi się pytanie, dlaczego przedstawiciel środowiska emitentów – których działania mają być przedmiotem zainteresowania nadzoru realizowanego np. z wykorzystaniem coraz bardziej zaawansowanych narzędzi oraz przez zespół coraz lepiej rozumiejący charakter i mechanizm nadużyć i nieprawidłowości na rynku kapitałowym – tak bardzo sprzeciwia się poniesieniu przez nadzór kosztów koniecznych dla odrobienia zapóźnień technologicznych i kompetencyjnych w tych obszarach. Można to interpretować jedynie jako wołanie, aby „było dalej tak jak jest" – i to zakorzenione, jak się wydaje, w rozumieniu rzeczywistości charakterystycznym dla początkowych lat polskiej transformacji.
Natężenie zjawisk patologicznych w ostatnich latach w szczególności na rynku kapitałowym było punktem zwrotnym na wielu płaszczyznach, w tym legislacyjnej oraz dotyczącej struktury nadzoru w połączeniu z jego finansowaniem. Rynek kapitałowy i naruszenia na nim powstające są najbardziej „absorbujące" dla KNF. W samym tylko 2019 r. na 129 postępowań prowadzonych przez KNF aż 99 postępowań sankcyjnych stanowiły postępowania wobec podmiotów rynku kapitałowego (77 proc. postępowań). Prowadzone w ostatnim okresie liczne postępowania administracyjne są skomplikowane, czasochłonne i wymagają znacznego zaangażowania sił i środków. Analogiczne wyzwania obserwowane są również w sferze licencyjnej, inspekcji i nadzoru bieżącego. Serwowana w artykule chwytliwa i uniwersalnie przytaczana teza o powolnym działaniu nadzoru ma swoje źródła i przyczyny. Ostatnie działania KNF i UKNF starają się temu zapobiec. Niezależnie od tego czas prowadzenia postępowań przez KNF jest również uzależniony od zachowania samych wnioskodawców, z czego autor publikacji jako osoba z wieloletnim doświadczeniem rynkowym również z pewnością zdaje sobie sprawę (choć w swojej wypowiedzi tego nie ujawnia).
Na osobną dygresję zasługuje postawa organizacji branżowych wobec ujawniania nieprawidłowości na rynku kapitałowym. Nadzieje pokładane w zrzeszeniach branżowych rynku kapitałowego, że będą one pełnić swoistą rolę samoregulacyjną i oczyszczającą rynek z „czarnych owiec" ze swojego grona, się nie ziściły. W ostatnich latach zidentyfikowane zostały przypadki, gdy podmioty nadzorowane świadomie i z premedytacją stosowały praktyki rażąco naruszające przepisy ustanawiające podstawowe reguły postępowania na rynku finansowym. Odbudowa zaufania na rynku wymaga stanowczych działań Komisji, gdyż w przypadku braku eliminacji rażących praktyk i ich wyraźnego napiętnowania koszty obniżenia standardów i „psucia rynku" ponoszą wszyscy jego uczestnicy – w tym także ci uczciwi. Nie odnajdujemy zaś ze strony organizacji branżowych głosów krytyki i potępienia patologicznych zachowań praktykowanych przez profesjonalnych uczestników obrotu ani też realnego ostracyzmu w stosunku do sprawców. Takiej samej żarliwości jak w krytyce organu nadzoru wyrażanej w kolejnych artykułach prasowych oczekiwalibyśmy w słowach potępienia patologii i konstruktywnych czynach stowarzyszeń i izb rynkowych. Wierzymy, że można wznieść się na ten poziom, nawet jeżeli oznaczałoby to pewne niedogodności biznesowe i reputacyjne w stosunku do niektórych podmiotów. Zakładamy, że interes płaconej składki na funkcjonowanie izb nie przeważa nad interesem inwestorów detalicznych.