Bez wątpienia najciekawszym wydarzeniem ostatnich tygodni na rynku złotego były przeprowadzone pod koniec roku interwencje walutowe Narodowego Banku Polskiego. NBP skupował obce waluty z zamiarem osłabienia złotego po raz pierwszy od dziesięciu lat. Skala interwencji wyniosła według szacunków 6–8 mld USD, a największa była 30 grudnia.
W komunikacie po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej z 13 stycznia znalazł się zapis o tym, że NBP „może nadal stosować interwencje walutowe w celu wzmocnienia oddziaływania poluzowania polityki pieniężnej na gospodarkę". W nielicznych w ostatnich miesiącach wypowiedziach dla mediów prezes A. Glapiński potwierdził, że w grudniu doszło do takich działań, jednak zaprzeczył, że miały one na celu ustalenie wysokiego kursu walut, by „podkręcić" wycenę rezerw i zysk NBP, jak i temu, że bank zamierza utrzymywać jakikolwiek minimalny poziom kursu EUR/PLN (wypowiedzi członków RPP sugerowały, że może to być 4,50).
Co wynika z tych manewrów? Od tego czasu złoty jest słabszy niż waluty regionu. Ryzyko interwencji NBP staje się w krótkim (1–3 miesiące) i średnim (3–9 miesięcy) terminie jednym z głównych, specyficznych tylko dla niej, czynników zagrażających sile polskiej waluty. Za podstawowy, lecz oddziałujący raczej w horyzoncie średnim do długiego, nadal uważam przypuszczalnie wyższą niż w innych krajach ścieżkę inflacji w kolejnych kwartałach i podtrzymanie silnie ujemnych realnych stóp procentowych.
Rynek może nie chcieć i zapewne nie będzie wpisywać się w wolę banku centralnego. Tym bardziej z peryferii Europy. Jednak przewagą NBP jest to, że w przeciwieństwie do oddziaływania w kierunku aprecjacji osłabiać złotego może w zasadzie w nieograniczony sposób. Ma możliwość kupowania euro, dolarów czy franków, argumentując to choćby koniecznością zwiększenia rezerw w niepewnych czasach. I żaden, nawet największy, fundusz czy trust inwestorów walczył z tym nie będzie, bo jest to pozbawione sensu.
Przy okazji działań na rynku FX NBP może zwiększyć grono sceptyków przystąpienia Polski do strefy euro (do których się zaliczam, przynajmniej do czasu wyrównania różnic w poziomie rozwoju). Nie posiadając własnej waluty, wsparcie eksporterów, wyższe wycenienie rezerwy, a przez to wygenerowanie dodatkowego zysku do budżetu czy po prostu zagranie na nosie spekulantom – jakiekolwiek byłyby cele – w taki sposób nie byłoby możliwe.