W raporcie jesień/zima 2003/2004, dotyczącym rynku nieruchomości w Trójmieście, przygotowanym przez agencję Ober-Haus, można jeszcze było przeczytać, że podaż na rynku mieszkaniowym przewyższała popyt, przez co deweloperzy zmuszeni byli utrzymywać ceny na niskim poziomie, oznaczającym minimalną opłacalność. Od tamtego czasu sytuacja "mieszkaniówki" zdecydowanie się poprawiła. W ostatnich miesiącach ubiegłego roku, w odróżnieniu do pierwszego półrocza, odnotowano znaczący wzrost zainteresowania nowymi mieszkaniami. Z zebranych przez nas danych wynika, że największy popyt był na lokale dwu- i trzypokojowe, ale o stosunkowo niewielkim metrażu (45-65 mkw.).
Rośnie popyt na nowe mieszkania
Deweloperzy spodziewają się, że ten rok będzie dla nich udany. Wzrost sprzedaży mieszkań w 2004 roku zakłada między innymi Inpro, którego udział w rynku mieszkaniowym Trójmiasta przekracza 20%. - Znaczący wzrost jest już zauważalny. Planujemy sprzedać w tym roku ok. 500 mieszkań, wobec niespełna 380 w 2003 r. - mówi Rafał Zdebski, dyrektor ds. sprzedaży w Inpro. Prognozowany lepszy rezultat tłumaczy kilkoma czynnikami. - Niektóre firmy wypadły z rynku, przez co podaż mieszkań jest ograniczona - zauważa. Oczekuje również wzrostu popytu na nowe M. - Kredyty hipoteczne są coraz tańsze i łatwiej dostępne, przez co więcej osób stać na zakup mieszkania. Dodatkowo, większe zainteresowanie towarzyszy akcesji Polski do Unii Europejskiej - dodaje R. Zdebski.
Podobne zjawisko odnotowała Iwona Ziemianowicz, dyrektor Centrum Marketingu Grupy Inwestycyjnej Hossa, największego dewelopera w Trójmieście. - Ludzie decydują się teraz na kupno mieszkania, gdyż nie wiedzą, co może ich czekać po 1 maja br. - wskazuje. Obawy związane chociażby z możliwą podwyżką cen mieszkań sprawiły, że deweloper nie ma problemów ze sprzedażą lokali, nawet tych, które znajdują się dopiero w początkowym etapie realizacji. - Sprzedaż mieszkań w pierwszych miesiącach tego roku osiągnęła bardzo wysoki poziom. Obecnie nie mamy gotowych lokali w naszej ofercie - dodaje I. Ziemianowicz.
Unia nie taka straszna?