Według Komitetu ds. finansowania nieruchomości przy Związku Banków Polskich, w zeszłym roku Polacy zadłużali się w złotych. Kredyty w naszej walucie stanowiły prawie 79% wszystkich udzielonych kredytów mieszkaniowych.
Osoby, które rok czy dwa lata temu zaciągnęły kredyty denominowane w euro, dziś straciły na tym. Dla przykładu, w pierwszych miesiącach 2002 roku 1 euro kosztowało 3,6 zł, a obecnie trzeba za nie zapłacić ponad 4,8 zł. Oznacza to, że przy miesięcznej racie np. w wysokości 100 euro, klient płaci teraz o 120 zł więcej.
Właśnie dlatego banki od kilku miesięcy zachęcają do zaciągania kredytów mieszkaniowych w złotych. Dzięki temu znika ryzyko kursowe. Trend ten przybierał na sile wraz z obniżką oprocentowania kredytów złotowych. Różnica między kosztem kredytu walutowego i złotowego jest tym samym coraz mniejsza, szczególnie jeśli weźmiemy po uwagę fakt, że przy co miesięcznej spłacie kredytu banki pobierają prowizję z tytułu wymiany walutowej. Sprawia to, że niższe oprocentowanie kredytów walutowych może nie uzasadniać podejmowania ryzyka kursowego. Czasami jest ono wyższe niż różnica w oprocentowaniu.
Banki promują kredyty złotowe
- Zalecamy klientom pracującym i zarabiającym w Polsce zaciąganie kredytów mieszkaniowych w złotych. Utwierdziło nas w tym przekonaniu zachowanie się kursu euro w ostatnich dwóch latach. Klienci, którzy wówczas zaciągnęli taki kredyt, mimo regularnych spłat mają dziś większe zadłużenie w przeliczeniu na złote niż w momencie brania kredytu. Dlatego uważam, że nieinformowanie klienta przez bank o ryzyku kursowym jest nieuczciwe - mówi Tomasz Geburczyk, dyrektor Departamentu Strategii i Rozwoju Produktów BZ WBK. - Nie chcemy też, aby klient, który inwestuje w mieszkanie lub dom, cały dorobek swojego życia oraz część przyszłych zarobków, z powodu zawirowań na rynku walutowym miał problemy ze spłatą zadłużenia. W interesie banku nie jest bowiem korzystanie z zabezpieczeń hipotecznych i pozbawianie klienta mieszkania - dodaje.