- Praktycznie wszystkie apartamenty na Półwyspie Helskim traktowane są wyłącznie jako miejsca wypadowe na czas urlopowy, a nie miejsca stałego zamieszkania. Przez 2/3 roku stoją puste - mówi Rafał Zdebski, dyrektor handlowy trójmiejskiego dewelopera Inpro. Jak wskazuje, apartamenty te wykorzystywane są najczęściej w okresie maj-wrzesień, niektóre weekendy czy w Sylwestra. - Nasze inwestycje, takie jak Villa Ancora, położona tuż przy samej plaży, czy Villa Tre Maggio w Sopocie, znajdują nabywców traktujących je zarówno jako mieszkania całoroczne, jak i letnie apartamenty - mówi z kolei Tomasz Paszkowski z działu marketingu gdyńskiej Hossy.
Nabywców nie brakuje
Polacy najwyraźniej cenią sobie wolny czas. - Dla wielu osób ceny za nasze apartamenty mogą wydawać się horrendalnie wysokie, wręcz abstrakcyjne - wskazuje R. Zdebski. Za jeden metr kwadratowy nabywcy muszą zapłacić nawet powyżej 10 tys. zł, czyli więcej niż za mieszkania w najlepszych dzielnicach stolicy. - Mimo to nie mamy problemów ze sprzedażą tych lokali. Co więcej, ludzie wręcz prześcigają się, aby kupić nasze apartamenty w Sopocie - dodaje przedstawiciel Inpro.
Marzenie czy zwykły snobizm?
Kim są zatem te osoby, które stać na zapłatę pół miliona złotych za 40-metrowy apartament tylko po to, żeby spędzić w nim najwyżej 4-5 miesięcy w roku? - Są to przede wszystkim przedstawiciele wolnych zawodów, wśród nich głównie lekarze i prawnicy. Poza tym menedżerowie dużych firm, ale też osoby z tzw. small-biznesu, którym się powiodło - wymienia R. Zdebski. Po co im takie lokale? - Od wielu naszych klientów słyszymy, że sprzedajemy im marzenia ich życia, dlatego cena nie gra roli - mówi dyrektor handlowy Inpro. Dodaje, że wśród nich są również takie osoby, które po prostu uważają, że taki lokal "wypada mieć". - Tak jak nie wypada mieć gorszego samochodu, gdy zajmujemy jakieś wysokie stanowisko - wyjaśnia.