Obowiązująca ustawa o planowaniu przestrzennym ma dopiero półtora roku. Od początku budziła jednak duże kontrowersje. Pisaliśmy już o jednym z jej największych mankamentów: unieważniła tzw. stare (uchwalone przed 1 stycznia 1995 roku) plany miejscowego zagospodarowania przestrzennego (plany miejscowe). Tymczasem były one podstawą decyzji administracyjnych, których uzyskanie jest niezbędne w procesie inwestycyjnym, przede wszystkim pozwoleń na budowę. W efekcie w większości gmin istnieją tylko szczątkowe, obejmujące niewielką część terenów, plany lub nie ma ich wcale. A to poważnie utrudniło życie inwestorom. Stąd propozycje zmian.
Nowe instrumenty
Autorzy projektu datowanego na początek września - Ministerstwo Infrastruktury i resort gospodarki (pracowały na dokumencie przygotowanym wcześniej przez inwestorów) - mówią o racjonalizacji administracyjnych uwarunkowań procesu inwestycyjnego. Jej elementem byłoby między innymi wprowadzenie nowego, obowiązkowego, instrumentu - gminnego planu przeznaczenia terenów (akt prawa miejscowego). Miałby dotyczyć obszarów nieobjętych planami miejscowymi oraz określać przeznaczenie terenów i ogólne warunki ich zabudowy. Plan taki gmina miałaby obowiązek sporządzić i uchwalić w ciągu 2 lat (ostatnie propozycje mówią o 3 latach) od wejścia nowych przepisów w życie. Byłby podstawą wydawania pozwoleń budowlanych (z wyjątkiem terenów, dla których konieczne jest sporządzenie planu miejscowego). Jeśli gmina nie wywiązałaby się z obowiązku, odpowiadałaby wobec inwestora za szkody spowodowane zaniechaniem (na podstawie kodeksu cywilnego).
W okresie przejściowym, w przypadku braku planu miejscowego lub planu przeznaczenia, lokalizowanie inwestycji nadal odbywałoby się na podstawie decyzji o warunkach zabudo-
wy i zagospodarowania terenu (WZiZT), na podstawie których wydawane byłyby pozwolenia budowlane. Jednak i tu proponowane są zmiany. Projektodawcy starali się precyzyjniej określić sytuacje, w których zmiana zagospodarowania terenu jest możliwa wyłącznie po uzyskaniu decyzji o warunkach zabudowy. Chodzi, jak przyznają, o ograniczenie swobody urzędników. Decyzja WZiZT byłaby konieczna przy inwestycjach wymagających pozwolenia na budowę, a w przypadku działki już zabudowanej - zmieniających linię zabudowy oraz gabaryty budynku od frontu działki.