Kończący się 2011 rok był jednym z najsłabszych w historii warszawskiego parkietu. Główny indeks WIG stracił przeszło 20?proc. Zdecydowana większość spółek jest tańsza niż rok wcześniej. A jeszcze na początku roku wydawało się, że będzie to trzeci z rzędu rok hossy.
Problemów przybywa
Pierwsza połowa roku na GPW była całkiem przyzwoita. Rynki kapitałowe na całym świecie żyły w błogim przeświadczeniu, że problemy finansowe trawiące państwa z obrzeży eurolandu, przede wszystkim Grecję, nie będą narastać i zostaną rozwiązane w miarę bezboleśnie. W konsekwencji pierwsze sześć miesięcy roku WIG zakończył na niewielkim, blisko 2-proc., plusie. WIG20 zyskał w tym okresie 2,11 proc.
Sielanka została gwałtownie przerwana na przełomie lipca i sierpnia – choć sygnały, że koniunktura giełdowa się pogarsza, można już było obserwować od maja. Na rynek trafiła wówczas cała seria fatalnych informacji z Grecji o możliwym bankructwie tego państwa. Szybko podobne pogłoski zaczęły dotyczyć Włoch i Hiszpanii. Na czarnej liście były też Portugalia, Irlandia czy nawet Belgia. Spekulacje zbiegły się z kłótniami europejskich polityków na temat sposobów ratowania państw pogrążonych w kryzysie fiskalnym.
W konsekwencji pomiędzy 29 lipca a 11 sierpnia WIG20 stracił prawie 18 proc. Podobnego rzędu zniżki dotknęły także indeksu szerokiego rynku – WIG. Na wartości gwałtownie traciły też małe firmy. Tąpnięcie zaskoczyło sporą część inwestorów, tym bardziej że przypadło na półmetek wakacji, kiedy znaczna ich część miała ograniczone możliwości zareagowania na spadki. W kolejnych kilkunastu dniach rynek co prawda odrobił część strat, ale we wrześniu zanurkował jeszcze niżej. Na początku października WIG20 zanotował roczny dołek na wysokości 2089 pkt, co oznaczało 23,8-proc. przecenę od początku roku. W kolejnych tygodniach nasz rynek poruszał się w trendzie bocznym. Inwestorzy nie doczekali się ani rajdu św. Mikołaja, ani tzw. window dressing (strojenia okien) w ostatnich dniach roku, kiedy instytucje finansowe, którym zależy na wykazaniu jak najwyższych zysków z inwestycji giełdowych, „pomagają" we wzroście kursów sporej części firm (zwłaszcza średnich i mniejszych).
Nabywaniu papierów w ostatnim kwartale nie sprzyjały pogarszające się wskaźniki makroekonomiczne dla strefy euro (choć na razie polska gospodarka wykazuje wyjątkową odporność na spowolnienie), za którymi idą groźby (coraz częściej materializujące się) cięć ratingów dla znacznej część unijnych państw. Dlatego WIG20 zakończył 2011 r. na wysokości 2144,48 pkt, co oznaczało, że od 31 grudnia poprzedniego roku zniżkował o 21,19 proc. WIG zanurkował w tym okresie o 20,37 proc. do 37595,44 pkt. Na jeszcze większych minusach zakończył rok mWIG40 (ponad 22 proc.). W przypadku sWIG80 przecena przekroczyła 30 proc. Dla przypomnienia, w 2010 r. WIG20 podskoczył o 14,88 proc. WIG urósł o 18,77 proc. mWIG40 zyskał 19,57 proc., a sWIG80 10,18 proc.