Próbując przewidywać rozwój sytuacji na rynkach finansowych w 2020 r. należy uwzględnić przede wszystkim trzy elementy. Pierwszym, mającym największą wagę, wydaje się koniunktura w globalnej gospodarce, drugim, będącym pochodną pierwszego, jawi się polityka pieniężna głównych banków centralnych świata, trzeci to zaś kwestie stricte polityczne, mogące negatywnie wpływać na gospodarkę, czyli amerykańsko-chiński konflikt handlowy oraz ułożenie relacji między Wielką Brytanią a Unią Europejską. Nie należy także zapominać o listopadowych wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Każdy z tych obszarów dostarcza sporej dawki niepewności, choć już końcówka ubiegłego roku wskazywała na rosnący optymizm inwestorów, a efekty dobrych nastrojów widać było zarówno na giełdach, jak i na rynku długu. Na jak długo tego optymizmu starczy i czy rzeczywistość go nie zweryfikuje, to obecnie pytania o zasadniczym znaczeniu. Wydaje się jednak, że nawet w przypadku pozytywnego scenariusza trudno liczyć na powtórzenie tak wysokich stóp zwrotu, jakimi cieszyli się inwestorzy na większości rynków w ubiegłym roku. Nawet przy założeniu, że 2020 r. indeksy będą kończyć na poziomach wyższych niż obecnie, należy się liczyć ze zmianami nastrojów i korektami, szczególnie na tych giełdach, które najmocniej szły w górę.
Wolniej, ale nie za bardzo
Najnowsze prognozy makroekonomiczne OECD nie są zbyt optymistyczne, ale też nie mogą być powodem większego niepokoju. Według nich światowa gospodarka w 2020 r. przyspieszy z 2,9 do 3 proc. i utrzyma to tempo w kolejnym roku. To wciąż dynamika najniższa od czasu kryzysu finansowego, ale też nie ma sygnałów dalszego pogarszania sytuacji. Osłabienie tempa wzrostu ma być widoczne we wszystkich największych gospodarkach, ale jego skala nie będzie znacząca. W przypadku strefy euro dynamika PKB przejściowo spadnie z 1,2 do 1,1 proc., w Stanach Zjednoczonych obniży się z 2,3 do 2 proc. Nieco większe spowolnienie wystąpi w Chinach (z 6,2 do 5,7 proc.) i w Japonii (z 1 do 0,6 proc.). Wojna handlowa i kształt umowy między Unią Europejską a Wielką Brytanią to kwestie mogące w znaczący sposób wpłynąć na gospodarczą rzeczywistość, stanowiąc jednocześnie zagrożenie, ale i szansę, w razie pomyślnego rozwiązania problemów.
Podobne wnioski płyną także z październikowego raportu MFW, określającego obecny stan jako fazę zsynchronizowanego spowolnienia. Prognozy zostały zrewidowane w dół, ale zakładają przyspieszenie globalnej gospodarki z 3 do 3,4 proc. w 2020 r. i 3,6 proc. w 2021 r., dla krajów zaś rozwijających się wzrost z 3,9 do 4,6 proc. MFW przewiduje także lekką poprawę w strefie euro z 1,2 do 1,4 proc. W Chinach tempo wzrostu spowolnić ma do 5,8 proc., a w Stanach Zjednoczonych do 2,1 proc. W przypadku obu tych mocarstw osłabienie ma się pogłębić także w 2021 r., odpowiednio do 5,5 i 1,6 proc.
Rozwój sytuacji pilnie śledzić będą banki centralne. Choć po dostosowawczym w przypadku EBC i wyprzedzającym w przypadku Fed, poluzowaniu polityki pieniężnej w ubiegłym roku, obie instytucje zapowiadają jej stabilizację, to jednak w razie pojawienia się niekorzystnych tendencji, z pewnością nie pozostaną bezczynne. Większe możliwości ma amerykańska Rezerwa Federalna, zaś w strefie euro, a w szczególności w Niemczech, możliwe byłoby uruchomienie bodźców fiskalnych, pobudzających słabnącą gospodarkę. W Chinach już od pewnego czasu można mówić zarówno o stymulacji monetarnej, jak i fiskalnej. Choć tamtejsze władze raczej pogodziły się już z tempem wzrostu poniżej 6 proc., to będą kontrolowały sytuację, odpowiednio reagując. W każdym razie obawy przed recesją zostały na razie oddalone i dopóki nie powrócą, nastroje na rynkach finansowych powinny być umiarkowanie optymistyczne.