Zwykle wydarzenia polityczne nie mają dominującego wpływu na sytuację na rynkach finansowych, przynajmniej długoterminowo, ale czasem ich nagromadzenie jest tak duże, że może się to jakoś na notowania aktywów przełożyć.
Polityka na pierwszym planie
Właściwie większość znaczących politycznych „klocków” już została ułożona. Kluczowe jest oczywiście zbliżające się objęcie stanowiska prezydenta Stanów Zjednoczonych przez Donalda Trumpa. Większość jego zamiarów politycznych i gospodarczych jest już jasna, chodzi jedynie o ścieżkę ich wdrażania i konsekwencje. Niemal pewny jest wzrost inflacji, choć jej dynamikę trudno ocenić. A jeśli tak, to złoto, które ma za sobą bardzo dobry rok, powinno nadal dać zarobić, choć raczej już nie 27 proc. Rosnąca inflacja niemal z pewnością ostudzi zapał rezerwy federalnej w obniżaniu stóp procentowych. Już teraz wcześniejsze prognozy w tej kwestii uległy znaczącej korekcie. Obecnie aktualne są oczekiwania na najwyżej dwie obniżki po 0,25 pkt proc.
Konsekwencją takiego scenariusza powinna być utrzymująca się siła dolara i wysoka rentowność obligacji skarbowych. Ale też mniej korzystne perspektywy dla złota. Przeciw sile amerykańskiej waluty może przemawiać bardzo prawdopodobny wzrost zadłużenia USA i kosztów jego obsługi. Ceny obligacji mogą więc być pod presją, a ich rentowność raczej pozostanie na wysokim poziomie. Mocny dolar i atrakcyjne warunki na amerykańskim rynku długu niezbyt dobrze wróżą koniunkturze na rynkach wschodzących, choć nie należy skreślać z listy MSCI Emerging Markets, który w 2024 r. wzrósł o zaledwie 4 proc. Można nawet chyba liczyć na nieco lepszy wynik niż ubiegłoroczny, tym bardziej że chińskie władze pewnie będą starać się podbić słabą dotąd koniunkturę gospodarczą, a jeszcze bardziej, gdyby jakoś udało się zakończyć lub choćby zamrozić wojnę w Ukrainie. W tym drugim przypadku mocno pozytywnie powinna poprawić się koniunktura na parkietach naszego kontynentu, w tym w Warszawie.
Co do bitcoina to niepewność jest spora. Z jednej strony kusząca jest perspektywa rysowana przez zapowiedzi Donalda Trumpa, związana zarówno z deregulacją przepisów, jak i budowaniem części rezerw rządu w postaci kryptowalut. A do tego dochodzi jeszcze prezydencki apetyt na intensyfikację kopania bitcoina na terenie USA. Preferencje dla sektora ropy i gazu są obiecujące, a więc i kopanie krypto może być opłacalne. Gdyby jeszcze tylko procesory z Azji nie były zbyt mocno obciążone cłami.
Można się jednak zastanawiać, czy kwestie te nie zostały już wystarczająco zdyskontowane. W końcu bitcoin w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy zdrożał o ponad 110 proc., pokonując (przejściowo) psychologiczną barierę 100 tys. dolarów. Prognozy części analityków są bardzo odważne, ale czy na kupno bitcoina odważą się kolejni inwestorzy, pewności nie ma. A to w końcu od nich zależy koniunktura na tym rynku. Tym razem nie od indywidualnych spekulantów, ale od funduszy inwestycyjnych i banków, dla których ETF są dobrą pożywką.