– Rachunki bieżące, a więc gros oszczędności w systemie, funkcjonują od dawna z nominalnym oprocentowaniem bliskim zera i ujemnym realnym, a nie dochodzi do ich wycofywania: ich wolumen zależy w dużej mierze od poziomu dochodu narodowego. Wątpliwe jest też wycofywanie środków z lokat terminowych, choć faktycznie niskie oprocentowanie realne może skłonić do pewnych zmian alokacji pomiędzy instytucjami – mówi Piotr Bartkiewicz, analityk mBanku, zaznaczając, że udział lokat terminowych w całości depozytów gospodarstw domowych spada od lat (ostatnio obniżył się do ok. 33 proc.).
– Przykłady krajów strefy euro pokazują, że reakcja klientów banków na ujemne stopy procentowe była mała. Banki mają sporo płynności i nie będą miały motywacji do zwiększania akcji depozytowej także ze względu na wchodzące w życie nowe wymogi takie jak TLAC/MREL, które spowodują wymóg emitowania obligacji mających m.in. poprawić strukturę pasywów, tzn. zbliżyć terminy zapadalności aktywów i pasywów – mówi Jakub Rybarczyk, ekonomista ING Banku Śląskiego. Wspomniane wymogi dotyczą udziału w pasywach zobowiązań podlegających umorzeniom i konwersji. To nałożone przez UE regulacje mające zwiększyć odporność banków na straty, obciążając nimi instytucje je finansujące, ale nie deponentów i obywateli.
Zdaniem Rybarczyka można spodziewać się jedynie obniżenia tempa przyrostu depozytów ze względu na dalszy spadek oprocentowania oferowanego przez banki i niższy niż ostatnio wzrost wynagrodzeń w gospodarce. – Jednak poduszka płynności polskiego sektora bankowego jest spora i nie spodziewam się zagrożenia z tej strony. Sektor sporo inwestuje w polskie obligacje skarbowe i pewnie w takim scenariuszu skala tych zakupów by zmalała – dodaje ekonomista ING BSK.
Odpływ depozytów zdaniem Bartkiewicza nie byłby końcem świata. – Polski sektor bankowy i większość instytucji ma bardzo dobre proporcje depozytów i kredytów – z nadmiarem tych pierwszych. Depozyt nie ma w zasadzie konkurencji w zakresie płynności – najwyższą „karą" jest brak oprocentowania, ale nie strata – na to wiele osób nie jest gotowych. Można powiedzieć, że część środków teoretycznie mogłaby zostać ulokowana w obligacjach skarbowych. Stamtąd trafią znów do sektora bankowego, więc obieg pieniężny i możliwość kreacji kredytu nie zostaną zachwiane – wyjaśnia ekonomista mBanku. Problem pojawiłby się w momencie odpływu środków za granicę. – Wszelkie inne zakupy aktywów to przemieszczanie się depozytów z rąk do rąk, a więc w większości przypadków bez znaczenia – dodaje.