Panie profesorze, nie przesadził pan troszkę z tą krytyką KNF, uznając, że urząd w pewnym stopniu ponosi odpowiedzialność za upadek BitMarketu i tragiczną śmierć jednego z jej współwłaścicieli?
Krzysztof Piech: Nie jestem jedynym, który uważa, że KNF powinna była coś w tej sprawie zrobić. Bo tak naprawdę kto inny? Ministerstwo Finansów? UOKiK? A może NBP? W innych krajach takimi sprawami zajmuje się nadzór finansowy, włącznie z amerykańskim SECiem. Tymczasem, swoim starym sposobem, KNF odcina się od sprawy. Podobnie było z Amber Gold.
W środowisku giełdowym troszkę zawrzało po pańskiej krytyce. Niektórzy mówią wprost, że branża kryptowalutowa nie chciała regulacji i szczyciła się bitcoinową wolnością, a gdy ktoś zrobił „gruby przekręt" to nagle zrzucacie winę na państwo. Co pan na to?
To nieprawda. Od lat podkreślam, że scentralizowane giełdy kryptowalutowe trzeba uregulować, bo jednak funkcjonują na styku światów cyfrowego i realnego. Jako branża podjęliśmy w tej sprawie odpowiednie kroki i są na to konkretne dowody. Otóż opracowaliśmy pewne dokumenty regulacyjne, które były konsultowane z KNF, NBP, policją, a także odpowiednimi resortami. Ten proces trwa już pięć lat i to my sami wyszliśmy z inicjatywą regulacyjną. Przekonałem do siebie wiele firm z tego sektora i wyraziły pisemną wolę odgórnych, państwowych regulacji. Więc to nie jest tak, że nagle, po takiej aferze, domagamy się działań KNF.