„Demon zza miedzy” to fascynujące wspomnienia Witolda Jurasza z czasów, gdy pracował on w ambasadzie polskiej w Mińsku. Fascynujące dlatego, że wychodzą one poza stereotypy. Jurasz w barwny sposób opisuje białoruski reżim i jego metody działania, ale też pyta, czy rzeczywiście zrobiliśmy wszystko, by Łukaszenko nie stał się marionetką Moskwy. Przypomina, że Polska w 1994 r. mocno stawiała na Łukaszenkę, widząc w nim kandydata spoza komunistycznego układu. Później natomiast prowadziła wobec niego niekonsekwentną politykę – dawała do zrozumienia, że chce go obalić, a jednocześnie nie podejmowała realnych działań mogących prowadzić do utraty przez niego władzy. Kolejne nasze ekipy rządzące jakoś nie pomyślały choćby o mechanizmach mających nastawiać propolsko rodzące się białoruskie elity biznesowe (a takie programy mieli choćby Litwini). Choć Jurasz jest znany jako publicystyczny „symetrysta” daleki od PiS, to jego wspomnienia mocno uderzają przede wszystkim w ekipę rządzącą Polską w latach 2007–2015, a w szczególności w ówczesne Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Jest w nich mnóstwo przykładów nieudolności tamtych ludzi, a rozdział dotyczący Smoleńska jest wręcz porażający. Jest też jednak wiele fragmentów, po których nie sposób się nie uśmiechnąć. Historia bywa bowiem również tragikomedią.
Demon zza miedzy
Witold Jurasz
Czerwone i Czarne
Warszawa 2023