Prof. Alojzy Z. Nowak: Dotychczasowa wizja świata bez granic nie jest już tak akceptowana

Wcześniej pandemia, a dziś wojna w Ukrainie tworzą podstawy narodzin nowego kształtu światowego ładu gospodarczego i politycznego – mówi prof. Alojzy Z. Nowak, rektor Uniwersytetu Warszawskiego.

Publikacja: 18.02.2023 19:21

Prof. Alojzy Z. Nowak

Prof. Alojzy Z. Nowak

Foto: fot. uw.edu.pl

Czy wszystkie dotychczasowe książki o ekonomii i jej zasadach można wyrzucić do śmieci? Takie głosy można usłyszeć od finansistów. Stara ekonomia i jej dotychczasowe zasady już nie działają?

Jestem przeciwnikiem wyrzucania książek, raczej dokonuję ich selekcji z punktu widzenia bieżących potrzeb naukowych, dydaktycznych czy publicystycznych. Znam osoby, które dziś sięgają nawet do książek z bardzo dawnych czasów po to, aby np. zanalizować finansyzację gospodarki światowej, będącej w dużej mierze rezultatem niekontrolowanych dostatecznie rynków finansowych, a także bardzo dotkliwych dla społeczeństw działań spekulacyjnych i narastającego rozwarstwienia społecznego w wielu bogatych krajach świata. Te wynaturzenia przyczyniły się m.in. do zakwestionowania modelu rozwojowego opartego głównie na rynkach, bez należytego wsparcia regulacyjnego i kontrolnego ze strony państwa.

Osobiście uważam opinię, jakoby stara ekonomia i jej dotychczasowe zasady już nie działały, za ułomną. Wierzę, że zreformowany kapitalizm ma silne amortyzatory adaptacyjne. Na pewno podstawy ekonomii oparte na dominacji neoliberalnych zasad, wbrew temu co sądzono, wcale nie wzmacniają konkurencyjności wielu firm, nawet w państwach wysoko uprzemysłowionych, natomiast uszczerbku doznaje dotychczasowy etos społeczeństwa konsumpcyjnego, oparty na trzech filarach: intensywnej pracy – wyższej stopie oszczędności – trwałej akumulacji kapitału. To dzięki temu etosowi zostały zbudowane zręby wysoko rozwiniętych państw kapitalistycznych, o wysokim poziomie dobrobytu i opieki społecznej. Także w wielu krajach wysoko rozwiniętych etyka pracy przestaje być bezwzględnym priorytetem. Czynnikiem, który destrukcyjnie wpływa na ten stan rzeczy, jest m.in. rosnące przekonanie o coraz mniejszym związku zachodzącym pomiędzy sensem dodatkowego wysiłku a stosowną gratyfikacją finansową z tego tytułu. Niezwykle szkodliwy wpływ na świadomość społeczną w zakresie etyki i moralności miały i mają m.in. wynaturzenia na rynkach finansowych oraz zjawiska korupcyjne. W coraz większym stopniu rośnie przekonanie, że dochodów z pracy nie można w najmniejszym stopniu porównać z zyskami na giełdzie, czy poprzez różnego rodzaje zachowania spekulacyjne. Co bardzo niepokojące: następuje niebezpieczny kryzys autorytetu władz i praworządności w wielu krajach także cywilizacji zachodniej.

Decydującym czynnikiem korygującym te słabości obecnej fazy kapitalizmu oraz płynącym z doświadczeń z pandemii i wojny w Ukrainie powinien być przemyślany udział państwa w gospodarce i w sferze społecznej.

W rozwiązaniach systemowych powinniśmy skorzystać w zdecydowanie większym stopniu z dorobku zarówno J.M. Keynesa, jak i J.A. Schumpetera. Nie są to wskazania rewolucyjne. Idzie więc nie o państwo omnipotentne, ale o państwo, w którym sztuką pożądanej współczesnej polityki przemysłowej czy strukturalnej jest optymalne współdziałanie sektorów publicznego i prywatnego. Bez zaangażowanych, sprawnych i wiarygodnych instytucji państwa mityczny wolny rynek będzie generował także różnego rodzaju patologie, osłabiające wiarę w niewątpliwe zalety kapitalizmu.

W którą stronę idzie globalna gospodarka? Wszystko będzie cyfrowe? Usługi, rozrywka, waluty,…

Faktem jest, że wcześniej pandemia, a dziś wojna w Ukrainie tworzą podstawy narodzin nowego kształtu światowego ładu gospodarczego i politycznego. Nie wiemy jeszcze, jak będzie wyglądać przebudowa takiego ładu międzynarodowego. Nie brakuje opinii, które zresztą podzielam, że mamy już teraz do czynienia z tym, że świat nie ma jednego wzorca rozwojowego. W tym sensie, że poza wciąż dominującą cywilizacją zachodnią, w rosnącej opozycji do dominującego modelu modernizacji, znalazły się: świat cywilizacji chińskiej, świat islamu, który przyjął ograniczone dobrodziejstwa gospodarki globalnej, ale wyraźnie zaznacza swoją odrębność kulturową, a także świat południa globu, w szczególności świat krajów słabo rozwiniętych, głównie afrykańskich, wykluczonych w dużej mierze z pożytków i korzyści, jakie niosły ze sobą procesy globalizacji.

Jednak na pytanie, w którą stronę ewoluować będzie globalna gospodarka, odpowiedzieć z całą pewnością może ktoś posiadający profetyczne przymioty. Można dostrzec już teraz, że postępują pewne procesy deglobalizacyjne, rozumiane jako regionalizacja. Wiele globalnych firm poszukuje własnej formy „strategicznej autonomii”, głównie z powodu skracania łańcuchów powiązań i sieci gospodarczych. Do niedawna czas oczekiwania na dostawę na przykład komponentów elektronicznych czy farmaceutycznych największych firm na rynku wynosił kilka dni czy tygodni, dziś jest to nawet kilka miesięcy. W pewnym sensie zatem dotychczasowa wizja świata bez granic nie jest już tak akceptowana. Tak więc i dotychczasowa globalizacja będzie napotykała nowe bariery i wyzwania, których mogą boleśnie doświadczyć poszczególne firmy. Jednak czy ta ewolucja globalizacji będzie miała charakter rewolucyjny? Wiele zależeć będzie raczej od rezultatów wojny w Ukrainie i konfliktu wokół Tajwanu niż charakteru konfrontacji w dziedzinie handlu światowego.

Natomiast, czy wszystko będzie cyfrowe, na przykład usługi, rozrywka, waluty?

W pewnym stopniu już tak się zaczyna dziać. Faktem jest na przykład, że pandemia przyspieszyła cyfrową transformację firm. Sektor bankowy i ubezpieczeniowy to najlepsze przykłady tego procesu. Wielu przedsiębiorców, także w Polsce, dostrzega, że automatyzacja procesów oraz działania oparte na big data dają szansę na zyskanie przewagi konkurencyjnej. Robotyzacja staje się powoli na świecie, ale sukcesywnie, ważnym elementem, jeśli chodzi o szybkie dostosowywanie do zmian na rynkach krajowych i zagranicznych, szczególnie teraz, w niepewnych czasach. Wszakże zarówno dla publicznych, jak i prywatnych firm świat cyfrowy staje się też w coraz większym stopniu nie tylko narzędziem do usprawniania i racjonalizowania firmy, ale również animatorem fundamentalnych zmian jej tożsamości, kultury i modelu działania.

Trzeba obawiać się geopolitycznych aspiracji Chin? Na przykład jej ofensywy w Afryce?

Chiny są dziś supermocarstwem. Geopolityczne i globalne aspiracje Chin są faktem. Przykład najbardziej wymowny to próba wpływu i tworzenia zależności w Europie poprzez koncept, jakim jest Inicjatywa Pasa i Szlaku. Pekin podejmuje często z dobrym skutkiem ekspansję i wzajemnie korzystną współpracę w kluczowych segmentach gospodarki i infrastrukturze niektórych ważnych państw europejskich. Najlepszym przykładem są tutaj Niemcy. W Afryce postępuje transfer modelu rozwojowego Chin, często akceptowany przez tamtejsze elity, ze stopniowym uzależnieniem gospodarczym ich krajów. Z punktu widzenia Pekinu idzie głównie o tamtejsze zasoby surowcowe tak potrzebne gospodarce chińskiej.

Chiny jest to już teraz państwo innowacyjne, ale z cechami i rezultatami widocznej coraz bardziej społecznej opresji technologicznej, a nawet inwigilacji społeczeństwa. Ale Chiny stają się państwem od strony społecznej zróżnicowanym, powoli umiarkowanie zamożnym, w którym w stosunkowo krótkim okresie zbudowano podstawy dla powstania w następnej dekadzie dominującej chińskiej średniej klasy. Jest jednak obawa, że wraz z dalszym rozwojem gospodarczym polityczne jednowładztwo doprowadzi Państwo Środka do konfrontacji ze światem Zachodu. Nie brakuje opinii, iż długofalowym celem Chin nie jest zasadniczo wyłącznie współpraca z Zachodem, ale hegemonia nad nim. Jeśli jest to trafna diagnoza, to wszakże może się zdarzyć, że konfrontacja okaże się wielkim złudzeniem, a nawet porażką przywódców chińskich, dla których globalna gospodarka stała się przecież wehikułem ich niezaprzeczalnego sukcesu modernizacyjnego. Oraz tego, że już obecnie, także dzięki niej, stały się właśnie supermocarstwem. Świat zachodni, w tym USA, ma bowiem wciąż wiele sił witalnych, które jak dotąd nie były jeszcze w pełni wykorzystane, a które mogą spowodować ponowne odrodzenie i zwiększenie konkurencyjności i zdobycie przewagi gospodarczej mierzonej i innowacyjnością, i wzrostem PKB na głowę mieszkańca i poziomem zatrudnienia, i warunkami życia.

Mieliśmy w dwóch ostatnich latach aż dwa czarne łabędzie: pandemię, wojnę w Ukrainie. Co i kiedy będzie kolejnym czarnym łabędziem, który wywróci do góry nogami wszystkie prognozy i stabilność?

Czarne łabędzie są czymś, czego przewidzieć się nie da. W tym jednak przypadku może się okazać, że niestety światowe problemy demograficzne, czy katastrofy klimatyczne mogą „wyprodukować” może nie tak dramatyczne, ale podobne czarne łabędzie. Prognozy dotyczące konsekwencji wynikających z niedostatecznego zrozumienia wagi i skutków tych zagrożeń wydają się właśnie dziś najbardziej istotne. Obawiam się jednak, iż dotychczasowe doświadczenia wynikające z pojawiania się i zwalczania czarnych łabędzi mogą zostać nie w pełni zdiagnozowane, a i ich skutki przynajmniej częściowo zbagatelizowane. Stąd m.in. potrzebna jest i edukacja, i informacja o tym, co się może zdarzyć, jeśli nie zadbamy o równomierny rozwój, ograniczenie gazów cieplarnianych, zmniejszenie konsumeryzmu itp. Same informacje jednak nie wystarczą. Potrzebne są także odpowiednie programy propagujące harmonijny i przyjazny środowisku rozwój, ale także pomoc krajom słabiej rozwiniętym we wprowadzaniu takich programów. Robi się już w tym zakresie wiele, ale wciąż niewystarczająco.

W którą stronę rozwijać polską gospodarkę? Takie główne trzy kierunki, według profesora.

Pytanie dotyczy, jak się wydaje, najbardziej pożądanego kierunku rozwoju polskiej gospodarki i, dodam, rozwoju społecznego, bo traktuję te dwa segmenty jako zespolone ze sobą. Problemem staje się obecnie projekcja wydarzeń dotycząca bezpieczeństwa nie tylko Polski, ale i świata. Jeśli założymy wariant optymistyczny, a więc, że wojna w Ukrainie czy inne konflikty geopolityczne znajdą pokojowe rozwiązania, to przyszłość rozwoju polskiej gospodarki widzę w umiarkowanie optymistycznym wariancie. Ale stanie się tak pod pewnymi warunkami.

Polska musi konsekwentnie opierać rozwój społeczno-gospodarczy na dwóch zasadniczych filarach. A więc kontynuacji aktywnej obecności w Unii Europejskiej, dzięki której dokonał się wielki skok cywilizacyjny, jeden z największych w historii naszego kraju. Drugą kotwicą jest naturalnie nasze uczestnictwo w NATO. Ze względu na trwałe wyzwania militarne, przesunięcie roli i znaczenia sojuszu w kierunku Europy Środkowo-Wschodniej czyni potencjalnie z Polski kluczowy podmiot strategiczny w Europie o konsekwencjach niezwykle ważnych nie tylko dla bezpieczeństwa, ale także dla polskiej gospodarki.

Dostęp do nowoczesnych technologii będzie nadal dla Polski w tej dekadzie pewnym wzywaniem. Dwa istotne czynniki, jak przynależność do jednolitego rynku europejskiego czy inwestycje zagraniczne, nie będą w stanie zagwarantować pożądanego trwałego przełomu, który doprowadziłby do wychodzenia przez Polskę z grupy państw średniego rozwoju i uzyskania obecności w grupie państw charakteryzujących się innowacyjną gospodarką. Można standardowo zauważyć, że do tego potrzebna będzie również mądra polityka monetarna i fiskalna. Jest też postulat minimalizacji napięć pomiędzy cyklem politycznym a czasem koniecznym na uzyskanie efektów rozwojowych poprzez porozumienie elit politycznych i gospodarczych oraz uzgadnianie długookresowej strategii gospodarczej i społecznej.

Najważniejsze wyzwania gospodarcze dla Polski, na obecnym etapie rozwoju i sytuacji geopolitycznej, sprowadzają się jednak, przede wszystkim, do transformacji energetycznej, transformacji cyfrowej i modernizacji potencjału wojskowego. Do tego potrzebne jest aktywne, ale i sprawne państwo, takie, które podejmuje przede wszystkim działania inicjujące o charakterze ekonomicznym, regulacyjnym i kapitałowym z punktu widzenia wspomnianych wcześniej najważniejszych priorytetów ekonomicznych i społecznych. Wobec tych trzech wyzwań transformacyjnych rozwój gospodarki wymaga organicznego związku między rynkiem a państwem, związku, który polega na tym, że rynek jest bardziej wydajny i skuteczny wtedy, gdy państwo odgrywa dodatkowo ważną rolę m.in. poprzez aktywną politykę przemysłową i strukturalną. Są to założenia teoretyczne, ale sprawdzone w praktyce implementacji nowej ekonomii strukturalnej, która podobnie jak obecnie niektórzy wybitni ekonomiści amerykańscy, kwestionuje pogląd, że państwo jest tylko zbiurokratyzowane i niezdolne do przedsiębiorczego i efektywnego podejmowania ryzyka, czy sektorowego przewodzenia. Podzielam pogląd, iż państwo może być kluczowym partnerem sektora prywatnego i partnerów w regionach przez to, że posiada kluczowe zasoby, aby podejmować ryzyko większe niż wspomniani partnerzy. Jeśli więc państwo jest dobrze zorganizowanie i sprawne dostarcza wizji i „dynamicznego rozpędu” gospodarce. O to, w dużej mierze, idzie na obecnym etapie rozwoju społeczno-gospodarczego Polski.

Niezwykle ważna jest także polityka naukowa wspierająca badania, wysoki poziom nauczania i implementację wyników badań do gospodarki. Zrobiliśmy już w tym zakresie bardzo wiele, ale wciąż brakuje przysłowiowej kropki nad i. Mamy setki tysięcy bardzo dobrze wykształconych w kraju i za granicą absolwentów szkół wyższych, wielu z nich ukończyło studia na bardzo prestiżowych uczelniach. Wrócili do kraju z marzeniami i z pomysłami na sukces zarówno w badaniach naukowych, jak i w biznesie. Nie udało się jednak jak dotychczas stworzyć dla nich całościowego systemu ich zagospodarowania, polegającego m.in. na finansowaniu ich projektów badawczych, ułatwieniach w dostępie do aparatury badawczej, mieszkaniowej i społecznej. Wciąż nam się wydaje, że poradzą sobie sami, nawet przy stosunkowo niskich płacach. Niestety, nie poradzą sobie. Przy dużym rozczarowaniu ten duży kapitał ludzki możemy utracić. Należy jak najszybciej zatem zaimplementować system wspierający badaczy i badania naukowe. Warto przy tym pamiętać, że inwestycje w naukę zwrócą się wielokrotnie – jak to ma miejsce np. w Izraelu, Japonii, Korei Południowej czy ostatnio w Chinach, o Europie Zachodniej czy Stanach już nawet nie wspomnę. Zwrot ten jednak może być po kilku lub kilkunastu latach. Należy zatem być cierpliwym. Uprawianie bowiem nauki wymaga konsekwencji i cierpliwości w oczekiwaniu na wyniki. Brakuje w Polsce także mechanizmu wspierania implementacji wyników badań do gospodarki. Nie jest to zadanie łatwe do realizacji, bo wymaga i skłonności do ryzyka, i poważnych źródeł finansowania, pochodzących zarówno ze środków publicznych, jak prywatnych. Bez stworzenia jednak takiego mechanizmu nie będzie możliwy ani rozwój nowoczesnego przemysłu, ani też dynamiczny rozwój badań aplikacyjnych. Jest to zatem w pewnym sensie racja stanu.

Dlaczego wciąż nie mamy polskiego Google’a czy Microsoftu, tj. firm, które osiągnęłyby sukces w skali światowej? Co stoi na przeszkodzie?

Tak, to prawda. Nie mamy polskiego Google’a ani Microsoftu. Cieszmy się więc z inwestycji Google’a w Polsce. Szacowana na ponad 2 mld dolarów inwestycja ma zapewnić lepszą jakość i zgodność z prawem usług chmurowych dla firm i instytucji nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Polski region Google’a składa się z trzech, niezależnie od siebie działających, centrów danych. Do tej pory najbliższe Polski centra danych Google’a Cloud umiejscowione były w Finlandii i Niemczech. Region Google Cloud Warszawa to pierwszy w Europie Środkowo-Wschodniej hub technologiczny globalnego dostawcy chmury publicznej, który ma zapewnić organizacjom lokalny dostęp do najbardziej innowacyjnej technologii chmury obliczeniowej. Thomas Kurian, prezes Google Cloud, zapewnia, że inwestycja w Polsce przyspieszy ożywienie gospodarcze po pandemii i pomoże w budowaniu dobrze prosperującej gospodarki cyfrowej w naszym kraju. Warto zresztą dodać, że firma Google podjęła decyzję o inwestycji w Polsce, we współpracy z operatorem naszej Chmury Krajowej, która powstała z inicjatywy PKO Banku Polskiego i Polskiego Funduszu Rozwoju. Google jest zresztą obecny w Polsce od 15 lat, a Thomas Kurian mówi otwarcie i chyba szczerze, że wciąż nie może uwierzyć, jak wielka jest energia i poziom kreatywności drzemiący w Polakach.

Podobny projekt jak Google realizuje też już w Polsce firma Microsoft. Szacuje się, że inwestycje obu amerykańskich gigantów technologicznych w sumie warte są ponad 3 mld dolarów. A co stoi na przeszkodzie, że nie mamy wielu polskich firm o globalnych, ale i realnych aspiracjach. Szansa na zmianę tego stanu rzeczy pojawi się wtedy, kiedy polska gospodarka stanie się na tyle innowacyjna, iżby dotychczasowy imitacyjny model rozwoju przestał tak dominować jak obecnie. Rośnie świadomość polskich menedżerów, którzy jasno odpowiadają na pytanie, co wyróżnia najbardziej innowacyjne przedsiębiorstwa, które mimo niesprzyjających okoliczności zdołały umocnić swoją pozycję na rynku. Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że aż 61 proc. przedstawicieli polskich przedsiębiorstw sektora przemysłowego wskazuje na chmurę obliczeniową jako technologię, która będzie miała największy wpływ na rozwój firm.

Czy Polskę, podobnie jak swego czasu Irlandię czy Turcję, czeka wcześniej czy później kryzys gospodarczy?

To mało prawdopodobny scenariusz, te dwa kraje mają zupełnie różne od Polski wektory rozwojowe, a więc i specyficzne przyczyny, dla których popadły lub popadają w kryzys. Irlandia już nawet o nim zapomina. W jej przypadku możemy mówić, że warto uczyć się na błędach. Wszystko to prowadzi do oczywistej konkluzji, że integralna polityka fiskalna i monetarna państwa jest jedną z podstawowych gwarancji unikania kryzysów. Gospodarka Polski, mimo pewnych turbulencji, wynikających głównie z walki z covidem oraz spowodowanych agresją Rosji na Ukrainę, ma się generalnie dobrze w porównaniu z innymi krajami, także unijnymi. Mam tutaj na myśli tempo wzrostu gospodarczego, poziom zatrudnienia i saldo bilansu płatniczego oraz deficyt budżetowy. Oczywiście jest też wiele do zrobienia, jak np. kwestie związane ze zwiększeniem poziomu inwestycji. W sumie jednak gospodarka polska ma się dobrze.

Czy rzeczywiście mamy szansę dogonić gospodarczo Francję czy Niemcy?

Zależy, jaką perspektywę czasową tej pogoni zakładamy. Pytanie to jednak, choć być może na pozór zbyt ogólne, jest mimo wszystko zasadne, bo dotyczy z jednej strony naszych ambicji i marzeń, a z drugiej realnych możliwości. Spójrzmy zatem, jak się sprawy mają. Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego poziom PKB w Polsce per capita według parytetu siły nabywczej w odniesieniu do średniej UE od 2004 roku, czyli od wstąpienia do UE, wzrósł z 51,5 do 77,1 proc., a w odniesieniu do PKB Niemiec – z 42,1 do 64,1 proc. Od akcesji udział PKB Polski w unijnym PKB PPP wzrósł o ponad 2 pkt proc. – najwięcej pośród wszystkich państw członkowskich UE.

Z danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika też, że Polska odnotowuje wysoką nadwyżkę w handlu towarowym z państwami członkowskimi UE. Jej wartość w 2021 r., w zależności od sposobu ujmowania importu, wyniosła ok. 24 mld EUR (import według kraju wysyłki) lub 60 mld EUR (import według kraju pochodzenia). Eksport wzrastał szybciej niż import – w latach 2004–2021 zwiększył się on 4,5-krotnie, podczas gdy import według kraju wysyłki wzrósł 3,2-krotnie, a według kraju pochodzenia – 3,5-krotnie. Polski eksport towarów do UE, do której trafiło ok. 75 proc. polskiego eksportu ogółem, wyniósł w 2021 r. 216 mld EUR.

Dynamika doganiania przez Polskę takich krajów jak Niemcy czy Francja, jeśli uwzględnimy tylko nasz poziom PKB per capita według parytetu siły nabywczej czy ekspansję eksportową, może wskazywać, iż nadrabiamy stosunkowo szybko zaległości w naszym dotychczasowym zapóźnieniu w wyścigu o wejście do elitarnego klubu najbardziej rozwiniętych państw europejskich. Ale przed nami jeszcze wiele wyzwań, aby z góry zakładać, że ta pogoń na pewno zakończy się sukcesem.

Od lat trwa gospodarcza, ale i polityczna dyskusja: czy powinniśmy przyjąć euro w Polsce?

W tej sprawie, na poziomie bardzo ogólnych rozważań jeden punkt widzenia przekonuje, że wprowadzenie jednolitej waluty wzmocni naszą gospodarkę, będzie podstawą jej stabilizacji, gdyż między innymi zyskamy dostęp do stosunkowo nisko oprocentowanego kapitału, co powinno przełożyć się na tak potrzebny wzrost inwestycji krajowych i zagranicznych. Przewidywany wyższy stopień integracji z innymi gospodarkami, w szczególności w Unii Europejskiej, poza ostatecznym zakotwiczeniem w jej strukturach, doprowadzi do osiągania przez polskie przedsiębiorstwa wielu korzyści, także korzyści skali.

Drugi punkt widzenia odwrotnie, mocno akcentuje podstawowe ryzyko przyjęcia wspólnej waluty, ponieważ spowoduje to utratę krajowej polityki pieniężnej jako kluczowego narzędzia prowadzenia polityki gospodarczej. W momentach kryzysów finansowych brakuje wtedy amortyzatora kursowego osłabiającego występowanie szoków makroekonomicznych. Przeciwnicy euro często przywołują w tym kontekście przykłady problemów niektórych państw południa Europy i krajów bałtyckich, które przyjęły wspólną walutę. Na te istotne argumenty odpowiedź zwolenników euro kładzie nacisk na to, iż kurs płynny, ułatwiając dzięki deprecjacji uzyskanie równowagi zewnętrznej przez potanienie eksportu i podrożenie importu, rozgrzesza niejako z góry niekonkurencyjność i nie wymusza przy tym niezbędnych dostosowań realnych w zakresie innowacyjności produkcji i oferty eksportowej. Tak więc, wedle tej argumentacji, deprecjacja własnej waluty jest paliatywem, a nie lekarstwem na niską konkurencyjność gospodarki, raczej znieczula niż leczy.

To, czego może brakować obecnie, to pogłębionej i otwartej dyskusji na temat perspektywy czasowej obecności Polski w strefie euro. Nie można zapominać, że wprowadzenie euro w Polsce wynika z zobowiązań płynących z traktatu ateńskiego przyjętego jeszcze w referendum w 2003 roku. Z drugiej strony Polska nie jest członkiem Europejskiego Mechanizmu Kursów Walutowych, co stanowi jedną z zasadniczych przeszkód na drodze do przyjęcia euro w krótkim okresie. Data zamiany złotego na euro nie jest więc określona. Jak to było w przypadku wielu państw Unii Europejskiej, wiele zależy od decyzji politycznej.

Niezależnie od przedstawionego powyżej spolaryzowanego podejścia zwolenników i przeciwników zamiany złotego na euro ważne, by dążyć do spełnienia kryteriów konwergencji nominalnej z Maastricht i konwergencji realnej, doprecyzowane w 2011 r. w tzw. sześciopaku reform jako konsekwencja kryzysu finansowego 2007+. Wyznaczają one w dużym stopniu reguły stabilnej i konkurencyjnej gospodarki, a ich wypełnienie jest równie ważne dla krajów wewnątrz, jak i na zewnątrz unii walutowej.

Czy polski rynek kapitałowy wykorzystuje swój potencjał? Co zrobić, aby rynek kapitałowy odgrywał w Polsce ważniejszą rolę w gospodarce?

Rozwinięty rynek kapitałowy, zarówno publiczny, jak i prywatny, może być jednym z fundamentów gospodarki danego państwa. Dzięki niemu następuje wycena i alokacja kapitału, a to bardzo ważny z punktu widzenia także społecznej gospodarki rynkowej warunek racjonalności ekonomicznej. Niemniej pozyskiwanie środków finansowych z rynku kapitałowego w przypadku państw Unii Europejskiej, a więc i Polski, jest znacznie mniejsze aniżeli w przypadku krajów anglosaskich. Powodem tego jest m.in. inny mechanizm finansowania rozwoju gospodarki. W systemie anglosaskim oparty on jest na anonimowych rynkach finansowych, w tym giełdach papierów wartościowych, a w systemie kontynentalnym na systemie bankowym i negocjowalnych kredytach długoterminowych. To nie oznacza, że efektywny rynek kapitałowy w Polsce nie powinien w większym stopniu być wykorzystywany dla rozwoju gospodarki. Taki rynek, dobrze zarządzany i nadzorowany na szczeblu instytucjonalnym, jest szansą między innymi na niższą cenę kapitału dla przedsiębiorców, wzrost transparentności obrotu gospodarczego, optymalizację alokacji oszczędności obywateli w krajowej gospodarce.

Pandemia, wojna w Ukrainie czy kryzys w łańcuchu dostaw także dla rynku kapitałowego oznaczają wzrost skali niepewności i ryzyka. Zatem na jego funkcjonowanie wpływają i wpływać będą nieoczekiwane zdarzenia zewnętrzne. Tym bardziej rośnie wtedy znaczenie polityki monetarnej i fiskalnej państwa. W szczególności takich parametrów, jak wysokość stóp procentowych, podaż pieniądza, polityka podatkowa. Czynniki makroekonomiczne w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych są istotną przesłanką pozycji i znaczenia regionalnego polskiego rynku kapitałowego. Oznacza to, że w najbliższym okresie rynek bankowy w dalszym ciągu odgrywał będzie znaczącą, a może nawet wzrastającą rolę w finansowaniu przedsięwzięć gospodarczych.

Co powinni dzisiaj studiować młodzi ludzie, aby zapewnić sobie przyszłość zawodową? Które zawody będą w przyszłości, a które zanikną?

Być może dobrze jest przedstawić ten bieżący problem na przykładzie bankowości. Niewątpliwie o sukcesie polskiej bankowości w Polsce w dużej mierze zadecydowały kadry. Do sektora bankowego, ale także ubezpieczeniowego, szli od 20–30lat właściwie najlepsi studenci, kończący polskie uczelnie. To były osoby, które na ogół miały doskonałe wyniki na swoich kierunkach – i to nie tylko tych związanych z finansami, ekonomią oraz zarządzaniem. Dla przykładu na Uniwersytecie Warszawskim studiowali matematykę, fizykę, chemię, byli i są też ci, szczycący się bardzo dobrymi doktoratami. Ich późniejsza przygoda z bankowością czy ubezpieczeniami miała najczęściej prostą przyczynę – merkantylną – to były nowe, rozwijające się, perspektywiczne dziedziny, w których praca była bardzo dobrze opłacana. I dziś są osoby, które jeśli nawet nie zajmują najważniejszego stanowiska w zarządach firm, są cenionymi współtwórcami całego zaplecza, tzw. backupu, i nierzadko przyczyniają się do sukcesów swoich firm. Znają języki obce, są otwarci na świat, na zmiany. To bardzo ważne. Wyzwania technologiczne firmy traktują jako normalny, pożądany etap jej rozwoju. Ten model kariery zawodowej młodych ludzi wcale nie dotyczy wyłącznie sektora finansowego.

Pytanie, które zawody są bardziej przyszłościowe, a może niektóre po prostu znikną. Trzymając się przykładu banków. Cyfrowa rewolucja wcale nie oznacza kadrowych armagedonów. Naturalne będą procesy adaptacyjne do nowych, zmieniających się warunków rynkowych. Jak wynika z badań między innymi Deloitte, aż 95 proc. banków w naszym regionie jest obecnie na etapie wdrażania modelu biznesowego opartego na strategii cyfrowej. Zwiększa się więc już teraz zapotrzebowanie na specjalistów od programowania, ale także ekonomii behawioralnej, psychologów personalnych, czy znawców psychologii społecznej oraz nowoczesnego marketingu. Wciąż instytucje finansowe będą rekrutować kadry o wysokiej etyce i morale. Jeśli prześledzimy teraz osoby o dużym autorytecie, które otrzymują Nagrody Nobla z ekonomii, to widzimy osobistości zajmujące się filozofią, ekonomią behawioralną, dysponujący wszechstronną wiedzą łączącą psychologię, ekonomię i zarządzanie.

Jednak przy rozważaniach o przyszłości poszczególnych zawodów należy przewidywać na pewno wpływ rozwoju sztucznej inteligencji na rynek pracy. Obawy, iż wpływ ten na poziom bezrobocia jest nieunikniony, generuje obawy i lęki setek milionów ludzi na świecie. Obecna sytuacja przypomina więc częściowo czasy rewolucji przemysłowej. Podzielam konkluzje zawarte w raporcie Ministerstwa Cyfryzacji pt. „Strategia rozwoju AI dla Polski”, że na rozwoju AI zyskają przede wszystkim te kraje, które będą tworzyć sztuczną inteligencję, a nie te, które będą jedynie z niej korzystać. Tak więc to w krajach, które będą tworzyć AI, powstanie największe zapotrzebowanie na specjalistyczną pracę, na dodatkowe usługi itp.

W raporcie zaprezentowana jest teza, że sztuczna inteligencja spowoduje zanik wielu tradycyjnych miejsc pracy, które nie są związane z gospodarką opartą na wiedzy czy metadanych. Ale zarazem raport stwierdza, że jest nieprawdą też, iż AI tylko będzie odbierać pracę człowiekowi. Technologiczne bezrobocie ma alternatywę. Jest nią tworzenie miejsc pracy w firmach, które będą właśnie twórcami sztucznej inteligencji.

Jak oszczędza i inwestuje rektor UW? Samodzielnie czy z pomocą ekspertów, TFI, zarządzających?

Jako profesor i rektor Uniwersytetu Warszawskiego mam pewne oszczędności. Nie są to jednak środki przeznaczone ani na większe inwestycje finansowe, ani na długoterminowe lokaty. Są one raczej zabezpieczeniem przed nieoczekiwanymi wydatkami. Nie mam zatem problemu ani z ich lokowaniem, ani z ich inwestowaniem. Warto w tym miejscu jednak dodać, że doświadczenie i nauka z historii gospodarczej świata oraz z analizy funkcjonowania rynków finansowych, w tym rynków pieniężnych i walutowych, wskazuje, że w takim przypadku najwartościowsze i najpewniejsze są inwestycje w wiedzę i we własny rozwój. Nie jest się bowiem wtedy narażonym na różnego rodzaju fluktuacje czy spekulacje. Dotyczy to właściwie wszystkich, zarówno najbliższej rodziny, jak i współpracowników naukowych i administracyjnych. Przyjmując to stwierdzenie jako tezę, staramy się na UW czynić wszystko, co jest możliwe, aby dawać wszystkim zainteresowanym pracownikom szansę zdobywania wiedzy, podnoszenia swoich kwalifikacji oraz osiągania kolejnych stopni i tytułów naukowych i zawodowych jako rezultatu prowadzonych badań naukowych i wykorzystywania na rzecz uniwersytetu i społeczeństwa także wszelkiej innej działalności. Jeśli zaś idzie o inwestowanie własnych zasobów finansowych – oszczędności, to inwestycji tych dokonuję w instrumenty finansowe, których funkcjonowanie i skutki działania rozumiem. A jeśli rozumiem, to nie ma powodu, abym korzystał z doradców finansowych czy podatkowych.

Na koniec pytanie do profesora o najlepszą cechę dobrego menedżera. To…

Być sprawiedliwym wobec wszystkich współpracowników, i to na każdym poziomie, bo w życiu i we wszelkiej działalności najważniejszy jest człowiek. Osoby mające poczucie sprawiedliwości skłonne są i do poświęceń, i do wspólnej realizacji założonych celów. Innymi ważnymi i potrzebnymi dla osiągnięcia sukcesu cechami menedżera są marzenia, czasami określane są one wizją i konsekwencją w ich osiąganiu. Menedżera powinna także cechować skłonność do podejmowania ryzykownych decyzji oraz umiejętność podźwigania się w przypadku niepowodzenia. Wymienione cechy z całą pewnością nie gwarantują sukcesu, ale stwarzają istotną szansę na jego osiągnięcie. Nie bez znaczenia jest także wiedza merytoryczna, umiejętność pracy w grupie, zdolność przekonywania do swoich racji oraz akceptacja poglądów i zdania innych. Ważne jest też właściwe postrzeganie rzeczywistości i otoczenia biznesu, w którym się funkcjonuje. Pomaga to bowiem w realnej ocenie perspektyw powodzenia w określonej działalności. Z reguły sprzyja temu także dobre wykształcenie i umiejętność komunikowania się z otoczeniem. Posiadając te cechy oraz szczęście, można się znaleźć na drodze do sukcesu, a nawet ten sukces osiągnąć.

CV

Prof. Alojzy Z. Nowak

Profesor nauk ekonomicznych. W kadencjach 2006–2012 oraz 2016–2020 dziekan Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie prezes Akademickiego Związku Sportowego i rektor Uniwersytetu Warszawskiego w kadencji 2020–2024. Członek licznych rad nadzorczych.
Specjalizuje się w zakresie międzynarodowych stosunków gospodarczych, bankowości, zarządzania ryzykiem na rynkach finansowych oraz na rynku kapitałowym.

Parkiet PLUS
Zyski spółek z S&P 500 rosną, ale nie tak szybko jak ten indeks
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Parkiet PLUS
Tajemniczy inwestor, czyli jak spółki z GPW traktują drobnych graczy
Parkiet PLUS
Ile dotychczas zyskali frankowicze
Parkiet PLUS
Napływ imigrantów pozwolił na odwrócenie reformy podnoszącej wiek emerytalny
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu