Ryby na krańcu świata

Turystyka wędkarska jest najważniejszą gałęzią całego przemysłu turystycznego Norwegii. Ogromne ryby i nieprawdopodobne widoki przyciągają do kraju 350 000 wędkarzy rocznie.

Publikacja: 25.07.2022 09:23

Powrót do bazy wędkarskiej. Jeszcze tylko filetowanie ryb i można odpocząć. Fot. t. nowak (13)

Powrót do bazy wędkarskiej. Jeszcze tylko filetowanie ryb i można odpocząć. Fot. t. nowak (13)

– Lej wodę! – pogania nas Darius Mvh. – Na mojej łodzi albo łowisz ryby, albo lejesz wodę. Nie ma odpoczynku.

Darius jest przewodnikiem wędkarskim, z którym wypłynęliśmy na wody Morza Norweskiego, które jest częścią Oceanu Arktycznego. Morską wodę wlewamy do pojemnika z rybami, aby wypłukać krew. W Norwegii nie wolno łowić ryb morskich w formule złap i wypuść. Wszystkie ryby zostały humanitarnie zabite i musimy je zabrać.

Dziś fala jest wysoka, chwilami sięga 3 m. Darius nieco szarżuje płynąc na łowisko. Chce nam pokazać możliwości jego nowej dwuipółtonowej łodzi wyposażonej w dwa 15-konne silniki. Łódź co chwila wyskakuje na fali, a śruby wyją bezproduktywnie mieląc powietrze.

Morze bardzo buja. Trudno ustać na nogach, a co dopiero łowić. Zarzucamy bardzo ciężkie, 750 gramowe przynęty. Wędki są sztywne i pod ich ciężarem prawie się nie uginają. Zaczną pracować dopiero pod obciążeniem odpowiednio dużej ryby. Co chwilę któryś z nas stęka pod ciężarem walczącego o życie dorsza atlantyckiego. Ryby są duże. Najmniejsze mają po około 15 kg, największe grubo powyżej 20 kg. Gdy trafi się mniejsza sztuka – taka dziesiątka – Darius z niewinną miną uwalnia ją i stwierdza, że uciekła. Łowimy na wyjątkowo płytkiej wodzie jak na okolice wyspy Sørøya. Dno jest zaledwie na 50–60 m, a nie tak jak zwykle na 100–120 m. Dlatego skrzynia na ryby o objętości 1 m sześc. napełnia się szybko. Trudno uwierzyć, ale po 2,5 godzinie jest pełna. Darius zarządza koniec łowienia i stwierdza, że mamy na pokładzie minimum 750 kg dorsza. Jesteśmy mu wdzięczni za tę decyzję. Żaden z nas nie ma już siły na wyciągnięcie ani jednej sztuki więcej, a przecież jeszcze czeka nas kilka godzin przy stole do filetowania. Ten połów trzeba przecież sprawić i zamrozić.

FWP w Norwegii

Pochodzący z Litwy Darius jest też właścicielem bazy wędkarskiej w Breivikbotn na wyspie Sørøya. To jedna z najlepszych baz wędkarskich w Norwegii, przynajmniej jeśli chodzi o ilość i jakość połowów. To w niej złowiono dorsza, który jest obecnie uznawany za rekordowy okaz wyjęty na wędkę. Złowił go Niemiec Michael Eisele 28 kwietnia 2013 roku. Ryba ważyła 47,02 kg przy długości 1,61 m. Okaz został spreparowany i można go podziwiać w bazie Dariusa.

Warunki do połowów są świetne. Do dyspozycji są bardzo dobre, stabilne i bezpieczne aluminiowe łodzie z niezawodnymi silnikami o mocy 50–60 KM wyposażone w niezłe echosondy i GPS. Darius fantastycznie zna łowiska i na lądzie chętnie udziela porad dotyczących wędkowania, a że mówi biegle siedmioma językami, także po polsku, nie ma problemu ze zrozumieniem informacji. Te porady wliczone są w cenę pobytu w bazie. Jednak jeśli ktoś chce wypłynąć z Dariusem musi się już liczyć ze słoną opłatą. Darius wypływa za 300–400 euro i zabiera trzech wędkarzy. To nie jest cały koszt wyprawy. Trzeba jeszcze zapłacić za paliwo, a jego łódź jest nienasycona. W czasie naszego rejsu przepłynęliśmy około 100 km, zużywając 170 l benzyny. Przy cenie paliwa na poziomie 30 koron norweskich za litr (około 14 zł), to bolesny wydatek. Mimo kosztów warto wypłynąć, nawet nie dlatego, że efekty wędkarskie są niezwykłe, ale w trakcie łowienia nasz przewodnik chętnie dzieli się wiedzą – powinniśmy mówić do niego Nauczycielu, chociaż każdy z nas jest doświadczonym wędkarzem morskim.

Pobyt w bazie też nie jest tani. Wynajęcie najtańszego domku z łodzią pochłonie 2000 euro. Miejsca jest dla czterech osób. Przy czym należy zaznaczyć, że nie jest to domek klasy lux. Porównałbym go do kempingu z gierkowskiego Funduszu Wczasów Pracowniczych. Jest łazienka, salonik z kompletnie niefunkcjonalną kuchnią i wąskie piętrowe łóżka do spania. Cóż... po powrocie z morza i wyfiletowaniu 3/4 t ryb jest nam wszystko jedno, na czym będziemy spać. Nawet na jedzenie nie mamy już siły.

Atrakcyjne widoki

Wyspa Sørøya, na której łowimy, leży około 600 km za kołem podbiegunowym. Oblewają ją wody Morza Norweskiego. Jest czwartą co do wielkości wyspą w Norwegii. Ma powierzchnię 811,4 km kw., a zamieszkuje ją około 1100 osób. Oznacza to gęstość zaludnienia 1,3 osoby/km kw. Przyroda na niej jest typowa dla obszarów arktycznych. Porastają ją rachityczne drzewa, przeważnie brzozy, trochę traw, a głównie mchy i porosty. Wyspę Sørøya łączy ze stałym lądem jedynie regularna trasa promowa z wioski Hasvik do wioski Øksfjord. Na południowym krańcu wyspy znajduje się niewielkie lotnisko.

Oprócz niesamowitej północnej przyrody i widoków poszarpanych skał schodzących wprost do morza na wyspie nie bardzo jest co zwiedzać. Na południu znaleziono groby i szczątki ludzkie oraz ślady osadnictwa datowane na około 11 000 lat p.n.e., można też odwiedzić pozostałości holenderskiej stacji wielorybniczej z XVI wieku. Warto jednak popatrzeć na wyspę „z wody”, pobujać się na niesamowicie długich falach, zwłaszcza, że daje nam to szansę na zaobserwowanie wielorybów, delfinów lub orek.

Ostatnia wielka atrakcja turystyczna wyspy została rozebrana w 2013 roku. Był nią rosyjski krążownik „Murmańsk”. Statek, który zakończył służbę w rosyjskiej marynarce wojennej, był w swoim ostatnim rejsie. Holowano go do Indii gdzie miał trafić na złom, a później do hutniczego pieca. Niestety, w pobliżu wyspy wpadł na sztorm, który zerwał liny holowników i zniósł wrak na przybrzeżne skały. Tam okręt przewrócił się na bok i wkrótce osiadł na dnie płytkiej zatoki w pobliżu wioski Sørvær. Rosjanie pozbyli się wraku i przestali się nim interesować.

Co innego Norwegowie, zwłaszcza że okręt zaczął się przełamywać, doszło do rozszczelnienia zbiorników i zatrucia okolicznych wód, co skutkowało śmiercią tysięcy ryb. Wrak rozpadał się, ale nie chciał zatonąć. Norwegowie uznali, że jego rozebranie jest nieopłacalne, a Rosjan nie udawało się zmusić do zajęcia się problemem. Z czasem wrak zaczął przyciągać licznych turystów, ponieważ wystające z wody wieże działowe krążownika robiły niesamowite wrażenie. Można było też bezpiecznie wejść na jego pokład.

Wszystko zmieniło się wraz z odkryciem na pokładzie substancji radioaktywnych. Wówczas Norwegowie podjęli decyzję o samodzielnym demontażu wraku. Nie dało się go podnieść i przetransportować do stoczni, zbudowano więc wokół okrętu groblę i wypompowano wodę, tworząc zaimprowizowany suchy dok. Wkrótce „Murmańsk” przestał być atrakcją turystyczną.

Rybacy i wędkarze

Bliskość Prądu Zatokowego sprawia, że porty na Sørøy są wolne od lodu. Dzięki temu warunki do wędkowania są dobre przez cały rok, choć w czasie nocy polarnej może być to wątpliwa przyjemność. Jedynie zorza polarna zrekompensuje zimno i brak słońca. Dodatkowym ryzykiem są sztormy, które mogą zamknąć drogę do wędkarskich sukcesów. Wczesną wiosną i zimą zdarza się, że w trakcie tygodniowego pobytu nie ma ani jednego okienka pogodowego pozwalającego opuścić fiord.

W marcu i kwietniu wokół wyspy pojawiają się wielkie dorsze atlantyckie (Gadus morhua). Przygania je tam chęć przedłużenia gatunku. W tym samym okresie stadnie wypływają na wodę rybacy i wędkarze.

Bo Norwegia nie tylko ropą i gazem stoi. Rybołówstwo jest również ważną gałęzią gospodarki. Z raportu OECD opublikowanego w 2021 roku wynika, że kraj pozyskuje około 4 mln ton ryb (w tym mięczaków i skorupiaków), o wartości 10 814,6 mln dol. 77 proc. tej wartości pochodziło z akwakultury, a 23 proc. z rybołówstwa (czyli pozyskiwania dzikich zasobów). W latach 2008–2018 ilość wyprodukowanych ryb wzrosła o 17 proc., natomiast ich wartość o 104 proc. Zatrudnienie w sektorze produkcji owoców morza przekracza 31 tys. osób. Flota składała się z ponad 6 tys. statków, z których około 82 proc. to jednostki małe o długości do 12 m. Łączny tonaż brutto norweskiej floty w 2018 roku wynosił 39 3785 ton.

Turystyka wędkarska pod względem dochodów jest najważniejszą gałęzią całego przemysłu turystycznego Norwegii. Chociaż przy całkowitym budżecie kraju sięgającym 1576 mld koron może wydawać się bez znaczenia, według Norweskiego Związku Myśliwych i Wędkarzy przynosi zyski na poziomie 30 euro za kilogram złowionej ryby, czyli 2,3 miliarda koron (223 355 300 euro) rocznie. W Norwegii jest obecnie zarejestrowanych 1707 baz wędkarskich, z których korzysta około 350 000 turystów rocznie (zarówno słodko- jak i słonowodnych).

Maj, czerwiec i lipiec oferują najbardziej stabilną pogodę, słońce, które wcale lub tylko na chwilę chowa się za horyzontem i mniejszą szansę na sztormy, te potrafią być straszne. Na jednej z naszych wypraw prędkość wiatru przekraczała 140 km/h. Zaobserwowaliśmy wówczas niezwykłe zjawisko. Niezbyt duży wodospad, który spadał z nieodległej pionowej skały płynął pod górę. Po prostu, siła wiatru była tak ogromna, że podnosiła całą spływającą wodę i rozpylała ją u szczytu skały. Podczas tamtej wyprawy wyszliśmy w morze tylko dwa razy.

Rekordowe ryby

Na daleką północ przygania nas chęć złowienia wielkiego dorsza. Na pewno spotkamy się również z dużym czarniakiem, znanym w Polsce jako dorsz czarny, którego jednak nie zabieramy, bo zwyczajnie jest niesmaczny. Ten potrafi dać popalić wędkarzowi. Ledwie 10 kg ryba potrafi wycisnąć z nas mnóstwo potu, a ręce mdleją z powodu szalonych „odjazdów” tego drapieżnika. Na Sørøya możemy spróbować spotkać się z wielkimi karmazynami, które w okolicach wyspy osiągają często 8–9 kg, z molwą i brosmą, a także najbrzydszą znaną mi rybą, ale i jedną z najsmaczniejszych, zębaczem pasiastym, który straszy nas potworną szczęką uzbrojoną w powyginane we wszystkie strony zębiska. Przy nieostrożnym zachowaniu te zęby podobno potrafią odgryźć palec.

Królem tych wód jest jednak halibut. Małe (20–40 kg) można złowić przez cały sezon, większe, takie powyżej 100 kg pojawiają się dopiero późnym latem – w sierpniu i wrześniu. Norwescy rybacy twierdzą, że złowienie takiego potwora na wędkę jest ostatecznym testem męskości.

W Norwegii góry schodzą wprost do morza.

W Norwegii góry schodzą wprost do morza.

Prom z Øksfjord do Hasvik. Ostatni etap podróży.

Prom z Øksfjord do Hasvik. Ostatni etap podróży.

Pomost w bazie. W tle przetwórnia ryb.

Pomost w bazie. W tle przetwórnia ryb.

fot. m. stelmach

Ptaki lubią powrót wędkarzy z połowem.

Ptaki lubią powrót wędkarzy z połowem.

unknown

Domki w bazie rodem z FWP.

Domki w bazie rodem z FWP.

unknown

Breivikbotn to centrum administracyjne gminy Hasvik.

Breivikbotn to centrum administracyjne gminy Hasvik.

Droga przez tundrę.

Droga przez tundrę.

Wędkarskie emocje na wodach Morza Norweskiego.

Wędkarskie emocje na wodach Morza Norweskiego.

Efekt 2,5 godziny ciężkiej pracy.

Efekt 2,5 godziny ciężkiej pracy.

Mój największy dorsz – prawie 30 kg.

Mój największy dorsz – prawie 30 kg.

Pierwsza w nocy. Najciemniejszy chwile doby.

Pierwsza w nocy. Najciemniejszy chwile doby.

Parkiet PLUS
Rząd nadrabia stracony czas na lądzie i na morzu
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Parkiet PLUS
Problem deponentów: co szybciej spadnie – inflacja czy stopy?
Parkiet PLUS
Zyski spółek z S&P 500 rosną, ale nie tak szybko jak ten indeks
Parkiet PLUS
Tajemniczy inwestor, czyli jak spółki z GPW traktują drobnych graczy
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Parkiet PLUS
Ile dotychczas zyskali frankowicze
Parkiet PLUS
Napływ imigrantów pozwolił na odwrócenie reformy podnoszącej wiek emerytalny