W TFI brakuje ekonomistów

Z Bogusławem Grabowskim, prezesem Skarbiec Holding, rozmawia Jan Morbiato

Aktualizacja: 16.02.2017 03:18 Publikacja: 08.01.2013 05:00

W TFI brakuje ekonomistów

Foto: Archiwum

Uznany ekonomista, były członek RPP, prezes banku, a teraz – prezes Skarbiec Holding. Nie marnuje się pan na obecnym stanowisku?

Jestem w Radzie Gospodarczej przy Premierze, zasiadam w radzie nadzorczej banku – doświadczenie i wiedza ekonomiczna na pewno się nie marnują, nie mówiąc już o tym, że jako prezes Skarbca też mam pełne ręce roboty.

Mimo wszystko można odnieść wrażenie, że pańska funkcja jest teraz przede wszystkim reprezentacyjna.

Problem z polskim rynkiem funduszy polega na tym, że zbyt wiele osób w branży wywodzi się bezpośrednio z zarządzania, a stosunkowo niewielu ma szerszą wiedzę makroekonomiczną. Przypomina mi się anegdota z początków mojej pracy w Skarbcu. Kiedy przyszedłem do PTE (zaczynałem pracę w PTE, później przeszedłem do TFI) usłyszałem od zarządzających, że zysk rzędu kilkunastu proc. na obligacjach to jest ich zasługa. Jako były członek RPP nie mogłem w to uwierzyć, przecież to Rada, obniżając stopy procentowe, doprowadziła do wzrostu ceny obligacji (dodatniego tzw. capital gain, czyli zysku na wzroście ceny obligacji, a nie na samych kuponach), a tym samym zysków funduszy dłużnych. To jest może skrajny przykład, ale rynek funduszy to nie tylko zarządzający, ale również dystrybutorzy – wszystkie instytucje, które sprzedają teraz klientom TFI ubiegłoroczną stopę zwrotu. Żeby na obligacjach skarbowych dało się w przyszłym roku zarobić kolejne kilkanaście proc., rentowność dziesięcioletnich papierów musiałaby spaść z obecnych niecałych 4 proc. do ok. 3 proc. To jest mało realne. A mimo to pieniądze wciąż płyną szerokim strumieniem do funduszy dłużnych, co może spowodować, że klienci TFI zrażą się do nich, podobnie jak zrazili się w 2008 r. do funduszy akcji. Tym bardziej że część zarządzających może sobie nie poradzić z ujemnym capital gain, i narazić inwestorów nie tylko na niższe stopy zwrotu, ale wręcz na straty. Im ktoś ma bardziej rozległą wiedzę, tym w prostszy sposób może rozwiązywać zawiłe problemy. Przykład? Uczeń w podstawówce umie rozwiązywać układ równań z dwiema niewiadomymi na jeden sposób, student umie – przynajmniej powinien – rozwiązać je na cztery-pięć różnych sposobów. Połączenie wiedzy makroekonomicznej z doświadczeniem biznesowym nie jest w Polsce częste. W moim przypadku do wiedzy ekonomicznej dochodzi wiedza w zakresie rachunkowości. Dzięki temu byłem np. współtwórcą zasad rachunkowości stosowanych przez NBP w zakresie rozksięgowywania różnic kursowych, które mają ważne znacznie dla gospodarki: decydują o tym, czy miliardy z NBP idą do budżetu, czy nie i czy dochodzi przy tym do dodruku pieniądza, czy nie. Ktoś, kto rozumie takie mechanizmy, może bez trudu wytłumaczyć makroekonomistom bajdurzącym o tzw. długu emerytalnym, że nie księguje się w zobowiązaniach czegoś, co jest zobowiązaniem przyszłym, niewymagalnym teraz i co się spotka z równoważnym strumieniem należności. Nawiasem mówiąc, trzeba przyznać, że zarządzający funduszami rozumieją to bez problemu, w przeciwieństwie do wielu profesorów makroekonomii.

Rolą prezesa nie jest jednak tłumaczenie takich rzeczy.

Czasem jest. Sami zarządzający funduszami nie rozwiną rynku funduszy. W procesie tworzenia funduszy, zarządzania nimi i ich dystrybucji mogą popełniać poważne błędy, jeśli nie posiadają szerszej wiedzy ekonomicznej. Kiedy przyszedłem do Skarbca, mieliśmy 10 funduszy w ofercie – teraz jest ich 40. Trzeba mieć szersze spojrzenie ekonomiczne, żeby nie kierować się wyłącznie pogonią za krótkookresowymi wynikami kosztem długookresowej pozycji firmy: np. tworząc fundusze niepłynnych obligacji korporacyjnych wycenianych liniowo i sprzedawać je jako strategie bezpieczne – gotówkowe i pieniężne. My w Skarbcu tego uniknęliśmy, choć niekiedy nie było mi łatwo przekonać nasz zespół czy właścicieli żeby tego nie robić, w sytuacji kiedy konkurencja uruchamiała tego typu fundusze, bijąc rekordy sprzedażowe. Ponadto szersza wiedza, nieograniczona do zarządzania i sprzedaży funduszy, jest przydatna przy zmianach właścicielskich i organizacyjnych: za mojej kadencji Skarbiec zmienił właściciela, przechodząc z rąk BRE Banku do Enterprise Investors, a ostatnio Skarbiec Holding sprzedał swoją spółkę zależną ProService – największego agenta transferowego w Polsce. Proszę mi wierzyć, że przy tego typu transakcjach prezes ma sporo roboty.

Skąd się wziął fenomen łódzkich szkół ekonomii i ekonometrii?

Połączone były moim zdaniem istotnym czynnikiem sukcesu polskiej gospodarki w ostatnim dwudziestoleciu: to m.in. dzięki nim mogliśmy być „zieloną wyspą". Ich przedstawiciele obejmowali kluczowe stanowiska w państwie i wielokrotnie przestawiali bieg najnowszej historii gospodarczej Polski. Przestawienie polityki pieniężnej na bezpośredni cel inflacyjny, wprowadzenie operacji otwartego rynku, stopy referencyjnej NBP czy upłynnienie kursu złotego – to są m.in „dzieci" łódzkiej szkoły ekonomii. Najdziwniejsze jest to, że to wszystko wzięło się ze zbiegu okoliczności. Łódź była blisko Warszawy, jednocześnie będąc „poza" nią – dzięki temu mógł się tam rozwinąć znakomity i jednocześnie znacznie bardziej niezależny od kontroli partyjnej– oczywiście jak na tamte czasy – ośrodek myśli ekonomicznej i socjologicznej. Największy wpływ na przedstawicieli łódzkiej szkoły wywarli dwaj jej znakomici profesorowie Cezary Józefiak i Jan Mujżel.

Parkiet PLUS
Na konta oszczędnościowe wracają odsetki 8 procent
Materiał Promocyjny
Financial Controlling Summit
Parkiet PLUS
Można założyć lokatę bez warunków albo z darmowym kontem
Parkiet PLUS
Gorączka na rynku mieszkań zaczęła opadać
Parkiet PLUS
Coraz niższa rentowność krótkich obligacji korporacyjnych
Parkiet PLUS
Rynek europejski bardzo skorzysta na wprowadzeniu jasnych regulacji
Parkiet PLUS
Różne strategie czekania na wydzielenie węgla