Historia Volkswagena oznaczanego literką T zaczęła się w 1947 roku od szkicu ołówkiem. Niejaki Ben Pon, importujący samochody do Holandii, zobaczył w zakładach Volkswagena prostą platformę na kołach. Potraktował ją jako punkt wyjścia do większego projektu – na kartce z notatnika Pon naszkicował z grubsza projekt przyszłego Transportera, wykorzystującego m.in. podzespoły Garbusa. Pokazał komu trzeba i dwa lata później dyrektor fabryki Volkswagena Heinrich Nordhoff zaprezentował cztery prototypy: dwa furgony, kombi i minibusa. Nordhoff zapewniał, że Transporter będzie równie solidny i trwały jak Garbus. Nie pomylił się.
Produkcja seryjna ruszyła 8 marca 1950 roku. Cena była umiarkowana – 5850 marek, więc na ten wóz mogli sobie pozwolić nawet drobni rzemieślnicy i sklepikarze. Najpierw wytwarzano dziesięć pojazdów dziennie, ale zamówień przybywało. Ten pierwszy rok firma zamknęła liczbą 8000 wyprodukowanych aut. W ciągu czterech lat dobito do 100 tys., a oferta obejmowała w sumie 30 wersji modelu.
Nowa generacja, czyli T2, zadebiutowała po 17 latach. W Europie i USA była produkowana od 1967 do 1979 roku, jednak żywot tego auta na tym się nie zakończył. W Argentynie wytwarzano go do roku 1986, w Meksyku do 1994 roku, a w Brazylii kolejne dwie dekady, do grudnia 2013 roku! Z tej ostatniej puli pochodzi limitowana wersja nazwana – jakżeby inaczej – Last Edition. Powstało tylko 1200 sztuk tych VW T2, formalnie są z roku modelowego 2014. Jeden z tych samochodów czeka właśnie na nowego właściciela. Jest to egzemplarz o numerze seryjnym 558/1200, osobowe kombi, ma przebieg jedynie 2300 km i napędza go 83-konny silnik benzynowy.
„Auto wyróżnia się m.in. unikatowym biało-niebieskim malowaniem karoserii z białymi kołami i oponami, przezroczystymi kloszami przednich kierunkowskazów oraz klasyczną aranżacją kabiny. Wnętrze Volkswagena Kombi Last Edition obito biało-niebieską tapicerką, w oknach zawieszono oldschoolowe zasłonki, a tabliczka nad radiem wskazuje numer seryjny unikatowego Busa. Jest w stanie perfekcyjnym, posiada zabudowaną klimatyzację. Samochód po wszystkich opłatach celno-akcyzowych" – czytamy w opisie sprzedawcy. Nie ma wątpliwości, że to samochód wyjątkowy, to jednak kosztuje. Konkretnie 179 tys. zł.
To doprawdy niezwykłe wrażenie, widzieć samochód, który teoretycznie powinien być staruszkiem, a tryska młodzieńczą energią i urodą. Trochę jak patrzeć na twarz Doriana Greya. Tylko gdzie ten T2 ukrył swój „magiczny" portret?