Gdy prezydent supermocarstwa nazywa szefa swojego banku centralnego „wielkim przegrywem”, to inwestorzy mają prawo poważnie się niepokoić. I ten niepokój Trump podsycał w ostatnich dniach, by później go obniżyć. Gdy rynki nieco oswoiły się z podwyżkami amerykańskich ceł (i uznały, że ostatecznie nie będą one tak drastyczne, jak ogłoszono 2 kwietnia), prezydent USA zaczął głośno komunikować, że nie podoba mu się polityka prowadzona przez Fed. Trump – tak jak kiedyś turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan – wyraził niezadowolenie z wysokości stóp procentowych. „Europejski Bank Centralny ma po raz siódmy obniżyć stopy procentowe, a mimo to »Za Późno« Jerome Powell z Fed, który zawsze jest ZA PÓŹNO I MYLI SIĘ, wczoraj opublikował raport, który był kolejnym, typowym, kompletnym »bałaganem«! Ceny ropy spadają, ceny artykułów spożywczych (nawet jajek!) spadają, a USA bogacą się na cłach. »Za Późno« powinien był obniżyć stopy procentowe, jak EBC, już dawno temu, ale z pewnością powinien to zrobić teraz. Zwolnienie Powella nie może nadejść wystarczająco szybko!” – napisał Trump w swojej sieci społecznościowej Truth Social 17 kwietnia. Cztery dni później ponowił oskarżenia i nazwał Powella „wielkim przegrywem”. W międzyczasie Kevin Hassett, doradca ekonomiczny prezydenta, powiedział, że Biały Dom rozważa pozbawienie Powella stanowiska prezesa Fedu przed końcem jego kadencji, upływającej w lutym 2026 r. Wieczorem 22 kwietnia Trump oświadczył jednak, że „nie ma zamiaru” zwalniać Powella ze stanowiska. Inwestorzy przyjęli to oświadczenie z wyraźną ulgą. Po co jednak Trump wcześniej straszył uderzeniem w Fed?
Żal po nominacji
Trump nie pierwszy raz krytykował Powella. Co prawda to on sam nominował go w 2017 r. na szefa Fedu, ale szybko zaczął żałować tego wyboru. Przez sporą część swojej pierwszej kadencji (z wyjątkiem okresu po wybuchu pandemii) Trump narzekał, że stopy procentowe są zbyt wysokie. Odbierano to jako próbę nacisków na Fed, ale ostatecznie prezydent nie podjął żadnych realnych działań uderzających w Powella. Po powrocie do Białego Domu Trump znów zaczął narzekać na politykę Fedu. Wyraźnie dawał do zrozumienia, że zależy mu na niższych stopach procentowych.
Obecnie główna stopa Rezerwy Federalnej jest w przedziale 4,25–4,5 proc. Rok temu wynosiła 5,25–5,5 proc. Fed zaczął ciąć stopy pod koniec lata 2024 r. i zrobił to trzykrotnie. Do ostatniej obniżki doszło w grudniu. „Powell zawsze był »Za Późno«, z wyjątkiem okresu wyborczego, kiedy obniżył stopy, aby pomóc Śpiącemu Joe Bidenowi, a później Kamali, wygrać wybory” – napisał Trump 21 kwietnia. Pięć dni wcześniej Powell wygłosił przemówienie w Chicago, w którym stwierdził, że jego instytucja „poczeka na większą jasność”, zanim rozważy jakiekolwiek obniżki stóp procentowych. Obecnie ciąć nie może, bo niepewność dotycząca podwyżek ceł utrudnia prognozowanie inflacji. Inflacja konsumencka wynosiła w marcu 2,4 proc., co powszechnie uznano za zaskakująco niski odczyt. Barometr CME FedWatch sugerował natomiast po Świętach Wielkanocnych, że szanse na obniżkę stóp przez Fed na posiedzeniu zaplanowanym na 7 maja wynoszą tylko 9 proc. W przypadku posiedzenia mającego się odbyć 18 czerwca szanse te sięgają natomiast 71 proc. Rynek spodziewa się więc, że Fed wcześniej czy później wróci do luzowania polityki pieniężnej. Trump chciałby przyspieszyć te cięcia.
Czy jednak opłacałoby mu się w tak niepewnym okresie wyrzucać szefa banku centralnego? Reakcje rynków na taką decyzję mogłyby być bardzo negatywne i osłabić skutki ewentualnych obniżek stóp procentowych. – Jeśli prezydent Donald Trump zwolni przewodniczącego Fed Jerome’a Powella, to podejrzewamy, że początkowa reakcja rynku może nie być katastrofalna, o ile Trump szybko mianuje stosunkowo wysoko wykwalifikowanego następcę, jak Kevin Hassett lub Kevin Warsh. Najprawdopodobniej jednak zwolnienie Powella byłoby tylko pierwszym krokiem w demontażu niezależności Fedu. Jeśli Trump jest zdecydowany na obniżenie stóp procentowych, będzie musiał zwolnić także pozostałych sześciu członków zarządu Fedu, co wywołałoby poważniejszy sprzeciw rynku, ze spadkiem wartości dolara i wzrostem rentowności obligacji na długim końcu krzywej dochodowości – ocenił Paul Ashworth, ekonomista z firmy Capital Economics.