Eksport – pięta achillesowa Chin
Niewątpliwie administracja Trumpa może zadać Chinom prawdziwy ból, ponieważ ich wzrost jest silnie zależny od eksportu. Według oficjalnych danych obciążona długiem gospodarka kraju wzrosła o 5 proc. w 2024 r., choć liczba ta budzi sceptycyzm. Na początku wcześniejszego impasu handlowego między Chinami a USA w pierwszej kadencji Trumpa było to bliżej 7 proc.
Według niektórych szacunków nowe cła Trumpa mogą zniweczyć połowę lub więcej chińskiego eksportu do USA. Ekonomiści z Goldman Sachs szacują, że nawet 20 milionów pracowników w Chinach jest narażonych na eksport z USA.
– Żaden system polityczny i żaden przywódca polityczny nie mogliby wyjść bez szwanku z ceł o wielkości zaproponowanej przez Trumpa, jeśli będą one kontynuowane w sposób trwały – powiedział Richard McGregor, ekspert ds. Chin w Lowy Institute, australijskim think tanku. – Fabryki zostaną zamknięte, a wiele tysięcy ludzi straci pracę, a system opieki społecznej nie będzie miał wiele do zaoferowania.
Według danych China Dissent Monitor, projektu amerykańskiej organizacji non-profit Freedom House, robotnicy są największą siłą napędową niezadowolenia w Chinach. W pierwszych trzech kwartałach 2024 r. stanowili oni ponad 40 proc. protestów osobistych i internetowych w kraju.
Niektóre z posunięć mających na celu zmobilizowanie kraju do walki handlowej spotkały się ze sceptycyzmem na chińskich portalach społecznościowych, sugerując, że partia może spotkać się z oporem, jeśli gospodarka znacząco ucierpi. Xi powiedział, że martwi się, iż młodzi Chińczycy nie są skłonni cierpieć dla dobra kraju w taki sam sposób, jak poprzednie pokolenia.
Jak chińska partia komunistyczna przygotowuje się na protesty
Protesty prodemokratyczne na placu Tiananmen zajmują ważne miejsce w umysłach przywódców Partii Komunistycznej, którzy postrzegają demonstracje i krwawe represje, które je zakończyły, jako kryzys egzystencjalny napędzany złym zarządzaniem gospodarką. Podczas gdy studenci przewodzili protestom, tłumy na placu i wokół niego składały się głównie ze zwykłych pracowników, wściekłych na inflację konsumencką, która w tym roku wynosiła 18 proc.