Zawodowcem został trzy lata temu, gdy wrócił do kraju po studiach i stypendium w East Tennessee State University (ETSU) w Johnson City. Miał 23 lata, gdy jako ósmy amator na świecie zdecydował się zarabiać na grze w golfa. Trzy sezony spędził głównie w European Challenge Tour – drugiej lidze golfa na Starym Kontynencie. Z rzadka (dokładnie osiem razy) udało mu się zagrać szczebel wyżej, pomagali agencja menedżerska i sponsorzy. Smak gry z elitą swej dyscypliny pozna jednak naprawdę dopiero teraz, gdy ma kartę uczestnictwa w European Tour w 2020 roku.
Trzy lata, by wejść na poziom najważniejszych golfowych rozgrywek w Europie, to i dużo, i mało. Dużo, jeśli śledzić błyskotliwe kariery niektórych zdolnych młodych golfistów z Hiszpanii, Skandynawii, Wielkiej Brytanii lub USA, którzy z przytupem przeskakiwali z amerykańskich rozgrywek uczelnianych do wielkich wyników w najważniejszych turniejach świata.
Niewielka baza
Bardzo mało, jeśli dostrzec, że Meronk ruszył na podbój golfowego świata z Polski – kraju, w którym jeszcze 30 lat temu nie było żadnego pola, tylko trochę zakurzonych przedwojennych wspomnień z Łańcuta i Warszawy. To, że udało się 26-letniemu chłopakowi z Wrocławia, to łączna kwestia pracowitości, odważnych decyzji, cierpliwości, talentu, wsparcia rodziców, a także szczęścia.
Jeszcze kilka lat temu w taki scenariusz nie było łatwo uwierzyć. Choć golf w Polsce szybko się rozwija, obiektów przybywa i poziom fachowości trenerów rośnie, to wciąż jeszcze jest to rynek wschodzący, jak pokazują kolejne raporty firmy doradczej KPMG. Kilka tysięcy aktywnych golfistów plus nieco więcej żywo zainteresowanych dyscypliną w porównaniu z krajami, w których golfowa tradycja trwa niekiedy od wielu lat, nawet stuleci, to niewielka baza.
Adrian, przy wzroście 197 cm, wadze 90 kg i świetnej sprawności ogólnej, równie dobrze mógłby być gwiazdą koszykówki, siatkówki lub piłki nożnej (trenował nawet dość długo kopanie piłki w Sokole Pniewy). Wybrał golf, dziś wiadomo, że zrobił dobrze.